Sąd utrzymał w mocy wyroki WSA, z których wynikało, że urzędnicy nie przyczynili się swoim zachowaniem do uchylenia decyzji nakazujących zapłatę podatku. Powodem było przedawnienie, a na to – jak twierdził lokalny fiskus i sądy I instancji – urzędnicy nie mieli wpływu.
W tych sprawach była to kwestia najistotniejsza – czy urzędy faktycznie przyczyniły się do ostatecznego uchylenia decyzji wymiarowej. Jeżeli by tak było, to spółkom należało się oprocentowanie już od dnia powstania nadpłaty, czyli od dnia, kiedy wpłaciły podatki. Fakty były takie: lokalne organy podatkowe (wójtowie, burmistrzowie i prezydent jednego z miast) wydały decyzje wymiarowe tuż przed terminem przedawnienia. Miały na to pięć lat, ale decyzje nakazujące zapłacić podatek od budowli (sieci telekomunikacyjnych) za 2009 r. albo 2010 r. wydały dopiero pod koniec lat 2014 i 2015.
"Hodowanie odsetek"
Nie wiadomo, dlaczego zrobiły to tak późno: czy ze względu na niepewność co do objęcia daniną danego rodzaju budowli, czy z bardziej prozaicznego powodu – zamiaru "hodowania" odsetek za zwłokę od zaległości podatkowych. Spółki zapłaciły, ale zarazem odwołały się do samorządowych kolegiów odwoławczych (SKO). W co najmniej jednej z tych spraw, aby zapobiec przedawnieniu podatku, wszczęto postępowanie karnoskarbowe wobec pracownika spółki. Zrobiono to jednak bezskutecznie, bo… przedawniła się już karalność samego czynu (ewentualnego przestępstwa skarbowego).
Skutek tego wszystkiego był taki, że decyzje SKO dotarły do spółek po przedawnieniu. Samorządowym kolegiom nie pozostawało nic innego, jak tylko uchylić decyzje wójtów i burmistrzów i umorzyć postępowania. Po latach obie firmy dostały zwrot wpłaconych podatków, ale bez oprocentowania. NSA orzekł, że procenty się nie należą, bo spółki nie sprecyzowały zarzutu naruszenia przepisów o przedawnieniu. Nie wskazały szczegółowo, które przepisy zostały naruszone i na czym miało polegać to naruszenie.
<<<CZYTAJ WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>