Poniedziałkowe rozmowy między prezydentem Joe Bidenem i republikańskim spikerem Izby Reprezentantów Kevinem McCarthym na temat podniesienia przez Kongres limitu zadłużenia nie doprowadziły do porozumienia. 1 czerwca może więc dojść do formalnego bankructwa USA. Kongres USA uzyskałby "moc metafizyczną", bowiem doprowadziłby do sytuacji, w której coś "absolutnie nie do pomyślenia staje się twardą rzeczywistością" - pisze brytyjski tygodnik.

Reklama

Podobne kryzysy polityczne wokół podnoszenia limitu zadłużenia zdarzały się w Ameryce wielokrotnie, dlatego wielu obserwatorów sądzi, że i tym razem w ostatniej chwili dojdzie do podniesienia pułapu zadłużenia i rząd federalny będzie miał środki na swoje wydatki oraz obsługę długu. "Ale teraz politycy są bardziej nieprzewidywalni niż kiedykolwiek wcześniej" - ocenia "Economist".

Ponadto były prezydent Donald Trump wezwał Republikanów, by nie ustępowali w tych negocjacjach, o ile "nie otrzymają wszystkiego, czego chcą".

Skrajnie prawicowi kongresmeni z obozu Trumpa, jak Marjorie Taylor Greene, mogą zdecydować się na taką opcję i doprowadzić do niewypłacalności - przewiduje były minister pracy USA prof. Robert Reich.

"McCarthy musi być nieustępliwy w negocjacjach, bo jest zakładnikiem wąskiej, kłótliwej, skrajnie prawicowej mniejszości kongresmenów" - wyjaśnia "Economist".

"Techniczna niewypłacalność"

Tymczasem techniczna niewypłacalność rządu federalnego grozi kryzysem gospodarczym w USA i poważnymi turbulencjami w całej światowej gospodarce. Gdyby doszło do takiego formalnego bankructwa, resort skarbu i Fed będą starały się nie dopuścić do sytuacji, w której USA nie będą obsługiwać swego długu, i sięgną po rozwiązanie zwane "ustalaniem priorytetów płatności". Oznacza to, że rząd będzie spłacał odsetki od obligacji państwowych, ale przestanie wypłacać emerytury i żołdy, pensje pracowników sektora publicznego etc. - pisze tygodnik.

Gdyby Kongres nie podnosił limitu zadłużenia przez dłuższy czas, doszłoby do zapaści na światowych rynkach finansowych, ponieważ Stany Zjednoczone są największym na świecie rynkiem publicznego długu; w portfelach prywatnych inwestorów są amerykańskie obligacje warte 25 bln dol. Ponadto amerykańskie obligacje państwowe uważane są za papiery dłużne obciążone najmniejszym ryzykiem na świecie, gwarantujące zwrot z inwestycji. Rządy innych państw, wielcy i mali inwestorzy lokują w nich środki i traktują je jako punkt odniesienia pozwalający ustalać cenę innych instrumentów finansowych - wyjaśnia "Economist".

Na dłuższą metę problemy z terminową spłatą obligacji doprowadziłyby do spadku wartości aktywów notowanych na giełdzie o 45 proc. - oblicza Rada Doradców Ekonomicznych Białego Domu. Według firmy Moody's bezrobocie w USA wzrosłoby w ciągu kilku miesięcy o 5 proc. Gospodarka zaczęłaby wchodzić w recesję, a rating kredytowy Stanów Zjednoczonych zostałby ponownie obniżony. "Ameryka zawiodłaby zaufanie świata. Pojawiłyby się pytania o alternatywę dla dolara (...). Zaufanie, raz utracone, trudno jest odbudować" - konkluduje tygodnik.