93 proc. osób nie posiada wystarczających środków finansowych, by zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby swoich rodzin. 51 proc. znacznie ograniczyło wydatki na żywność, a 30 zmniejszyło środki przeznaczane na potrzeby medyczne - wynika z badania przeprowadzonego wśród mieszkańców wschodniej i południowo-wschodniej Ukrainy przez organizację pozarządową International Rescue Committee (IRC).
- Rodziny, które zostały wewnętrznie przesiedlone, nie mają dostępu do swoich dawnych miejsc pracy. Wiele z nich zostało zresztą zniszczonych w wyniku ostrzałów. Od czasu eskalacji wojny zamknięto też część fabryk, więc ludzie, którzy nie zdecydowali się na ucieczkę, często i tak od 12 miesięcy nie mają żadnego źródła dochodu - tłumaczy w rozmowie z DGP Marysia Zapasnik, szefowa misji International Rescue Committee w Ukrainie.
Sprawy nie ułatwia fakt, że znacząco wzrosły m.in. ceny lekarstw w aptekach. Dla 78 proc. respondentów to bariera uniemożliwiająca zaspokojenie swoich potrzeb medycznych. - Mówią nam, że ich oszczędności się kończą - podkreśla Zapasnik. I dodaje, że w miarę trwania wojny sytuacja będzie się tylko pogarszać.
W całej Ukrainie według szacunków Światowego Programu Żywnościowego (WFP) jedna na trzy rodziny nie ma zapewnionego bezpieczeństwa żywnościowego. 18 mln ludzi potrzebuje pomocy humanitarnej, a 6 mln zostało wewnętrznie przesiedlonych. - To był dotychczas spichlerz świata, a na pewno spichlerz WFP - nasze pojedyncze największe źródło zboża na świecie - mówiła związana z organizacją Marianne Ward. Kijów karmił przed wojną ok. 400 mln ludzi poza granicami kraju.
Dziś Ukraińcy mają jednak problem, by wyżywić samych siebie. Zmniejszają spożycie mniej istotnych pozycji żywnościowych, konsumując wyłącznie najbardziej podstawowe produkty, które umożliwiają dalsze funkcjonowanie. - Konserwowali, kisili i suszyli wszystkie produkty, które były dostępne latem, żeby mieć coś, co pomoże im przetrwać zimę. Widzieliśmy te piwnice pełne przetworów - opowiada szefowa misji IRC.
Z przeprowadzonego badania wynika jednak, że 92 proc. mieszkańców wschodniej i południowo-wschodniej Ukrainy chce zostać na miejscu. Przynajmniej przez najbliższe trzy miesiące. Przyczyny takiej decyzji są różne: niektórzy są przywiązani do swoich domów, inni są zbyt starzy i mają problemy z mobilnością. A młodzi często muszą się nimi opiekować. Wyjazd wiąże się też z ogromnymi wydatkami, na które Ukraińcy nie mogą sobie pozwolić. Zapasnik wyjaśnia, że trzeba mieć dużo pieniędzy, żeby przenieść się do innej części kraju. - Wynajem w całej Ukrainie jest teraz niewiarygodnie drogi - mówi. W konsekwencji mieszkańcy mierzą się z coraz większą traumą. Z obserwacji prowadzonych przez IRC wynika, że dzieci są wycofane, mają problemy z nawiązywaniem przyjaźni, zaufaniem i koncentracją.
Analizy innych instytucji wskazują, że życie na uchodźstwie niekoniecznie musi wiązać się z poprawą sytuacji materialnej. Według Norwegian Refugee Council (NRC), siedmiu na dziesięciu (68 proc.) uchodźców twierdzi, że nie jest w stanie pokryć podstawowych wydatków na jedzenie, wodę, ubrania, zakwaterowanie czy opiekę zdrowotną. W obliczu zwiększonej presji finansowej stają przede wszystkim osoby mieszkające w ośrodkach zbiorowych oraz ci, którzy nie mają regularnych dochodów z pracy, jak matki z dziećmi, emeryci lub osoby z niepełnosprawnościami.
Dlatego w celu obniżenia kosztów utrzymania ok. 45 proc. uchodźców w Polsce, Mołdawii i Rumunii rezygnuje dziś z niektórych posiłków. A te, które spożywają, są mniej odżywcze. - Rządy i społeczności przyjmujące były niezwykle hojne, ale z tych ustaleń jasno wynika, że silne poleganie na pomocy rządowej i humanitarnej jako jedynej formie dochodu nie jest trwałe - komentował niedawno Carlo Gherardi, dyrektor regionalny NRC na Europę Środkową i Wschodnią. Od 24 lutego 2022 r. Ukrainę opuściło już ponad 8 mln uchodźców. To ok. 20 proc. całej populacji kraju.