Zwiększenie dostaw broni od zachodnich sojuszników dla Ukrainy, które obecnie widzimy, to jest oczywiście przełom, ale po pierwsze, to nie jest przełom pierwszy, lecz kolejny, po drugie to jest przełom, którego należało się spodziewać – mówi PAP dyrektor PISM dr Sławomir Dębski, historyk, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Reklama

Jak ocenia to początek procesu przezbrajania armii ukraińskiej w zaawansowane systemy uzbrojenia produkcji zachodnie. Według Dębskiego to „moment historycznego przełomu”.

Nowe dostawy zachodniej broni dla Ukrainy?

Reklama

W ostatnich tygodniach zwiększyła się liczba zapowiedzi, dotyczących nowych dostaw zachodniej broni dla Ukrainy. Oprócz najnowocześniejszych systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych takich jak system Patriot na Ukrainę trafią transportery opancerzone produkcji zachodniej, artyleria rakietowa, kolejne armatohaubice. W środę podczas wizyty we Lwowie prezydent Andrzej Duda ogłosił, że Ukraina otrzyma także czołgi Leopard 2 od koalicji międzynarodowej.

Mamy zmianę, ale to nie jest zmiana nieoczekiwana. Od dawna było wiadomo, że pierwszym etapem dostaw będzie dostarczanie sprzętu postsowieckiego, ale ten etap musiał się skończyć, bo Zachód nie dysponuje nieograniczonymi zasobami i w związku z ich wyczerpywaniem się trzeba będzie podjąć decyzję o dostarczaniu sprzętu zachodniego – mówi PAP Sławomir Dębski.

20 stycznia ma się odbyć spotkanie tzw. Grupy Rammstein, czyli państw, które dozbrajają Ukrainę. Tam padną nowe zobowiązania i nowe deklaracje – dodaje dyrektor PISM.

Reklama

Jak wskazuje „wszystko to, z czym mamy obecnie do czynienia w domenie publicznej, to jest przygotowywanie tej decyzji”, początek roku to jest ważny moment, kształtują się pewne założenia polityk na cały rok.

Zaznacza, że zwiększenie zachodniej pomocy dla Kijowa jest naturalną konsekwencją polityczno-prawnej oceny rosyjskiej agresji.

Dla mnie było oczywiste, że ten moment nastąpi. Jeśli się mówi +A+, to trzeba powiedzieć +B+. Jeśli nie zmienia się polityka państw wolnego świata wobec Rosji i Ukrainy, jeśli nie zmienia się ocena polityczno-prawna, a więc - że mamy do czynienia z nieusprawiedliwioną, nielegalną agresją Rosji, a Ukraina toczy sprawiedliwą wojnę obronną, to polityka wspierania Ukrainy musi w ślad za tym podążać – uważa analityk, zaznaczając, że „skoro zgadzamy się co do tego, że Ukraina ma prawo wypchnąć Rosjan z własnego terytorium, to musimy być konsekwentni i dostarczyć je odpowiednie ku temu środki”.

"Lepiej późno niż wcale"

To wszystko mogło być dostarczone rok temu, ale opóźniało się m.in. z powodów politycznych, a także wahań, czy Ukraina poradzi sobie z obsługą, czy ten sprzęt się nie zmarnuje, itd. Moim zdaniem lepiej późno niż wcale, ale gdyby to było wcześniej, to Ukraina zapewne radziłaby sobie lepiej – mówi dyrektor PISM.

Zaznacza, że odrzuca stosowanie podziału na broń „defensywną i ofensywną”, pojawiającego się w debacie m.in. w kontekście możliwej „eskalacji”.

To publicystyka. Każda broń, która jest używana przez państwo prowadzące wojnę obronną, broniące się przed agresją, jest bronią defensywną z definicji. To nie Ukraina napadła na Rosję, a Rosja na Ukrainę i Ukraina może się bronić wszelkimi dostępnymi środkami. Gdyby miała broń jądrową, mogłaby się bronić także za jej pomocą, to jest oczywiste, ofiara napaści może się bronić wszystkim czym dysponuje - przekonuje Dębski.

Zaznacza, że na Zachodzie „mamy do czynienia ze wspólnotą demokratyczną, w ramach której toczy i musi się toczyć demokratyczna debata. Bez wątpienia na decyzję o dostawach zachodnich modeli uzbrojenia wpłynęła też obserwacja, że armia ukraińska jest w stanie posługiwać się najnowocześniejszym zachodnim sprzętem skutecznie, szybko się dostosować – wskazuje.

Jak dodaje, „nikt nie ma złudzeń co do celów Rosji po tym, jak Władimir Putin ogłosił, że jego celem jest zniszczenie Ukrainy, że jest to państwo sztuczne, a naród ukraiński nie istnieje”. „Po tym, jak wszyscy zobaczyli, jak Rosja walczy. Dla żadnego narodu, sąsiadującego z Rosjanami, nie było to zresztą zaskoczenie – mordują, rabują, niszczą, palą, gwałcą, by w ten sposób złamać wolę oporu. Tak Rosja wojuje od stuleci – mówi Dębski.

Jak dodaje, od początku pełnoskalowej agresji w lutym 2024 r. było jasne, że Putinowi „nie chodzi po prostu o kolejny kawałek ukraińskiego terytorium”. Była jednak także niepewność, co z tym zrobić. Mogły pojawiać się argumenty, że może Putin zrezygnuje, że może przekonają go niepowodzenia na froncie – ocenia Dębski.

"Putin uważa, że wygra"

Ta wojna ma dla Putina wymiar osobisty. Gdyby nie jego osobista decyzja, to by się nie rozpoczęła. On liczył na to, że tylko on ma tyle odwagi, aby zdecydować się na użycie wojny do realizacji politycznych celów. Dlatego zakładał, że to ta wola, da mu potrzebną do zwycięstwa przewagę. Pomylił się. Ale nie przyjmuje tego do wiadomości – podkreśla Dębski, dodając, że „absolutnie nic nie wskazuje na to, by rosyjski przywódca w ogóle rozważał możliwość zakończenia wojny. On wciąż uważa, że wygrywa, lub że może wygrać, więc wojna trwa”.

Putin chce od Ukrainy bezwarunkowej kapitulacji a więc zgody na likwidację ukraińskiej państwowości, a na to nie zgodzi się ani prezydent Zełenski ani żaden inny przywódca Ukrainy, bo nie zgadza się na to społeczeństwo. Demokratyczny świat nie może zaakceptować sytuacji, w której na skutek własnego zaniechania doszłoby do eksterminacji europejskiego narodu, jakiegoś nowego holokaustu. W efekcie musi udzielać wsparcia Ukrainie w jej wojnie obronnej. Rośnie świadomość, że wojna skończy się dopiero wówczas, gdy rosyjski potencjał będzie na tyle złamany, że dla Rosjan stanie się oczywiste, że wojnę przegrali, a Ukraina się po prostu obroni – mówi Dębski.

Efektem rosyjskiej agresji, jak dodaje, jest m.in. zmiana polityki Szwecji i Finlandii, które porzuciły swoją politykę niewchodzenia do sojuszy obronnych i postanowiły wejść do NATO. Sojusz Północnoatlantycki zaczął dostosowywać do nowej sytuacji swoją doktrynę strategiczną. Dostosowują się wszyscy, także politycy – mówi Dębski.

Oczywiście jest wiele kalkulacji z tym związanych, ale ostatecznie zdecydowanie lepiej, aby powstrzymać agresję Putina z dala od terytorium natowskiego niż później bronić państw bałtyckich tymi samymi czołgami, które kurzą się dzisiaj w magazynach – przekonuje, dodając, że chodzi przede wszystkim o niemieckie Leopardy 2.

Niemcy Dębski nazywa kluczowym państwem z punktu widzenia europejskiego zaangażowania w pomoc dla Ukrainy. To jest państwo największe, najbogatsze, które w moim przekonaniu dawno powinno utworzyć fundusz kupowania uzbrojenia dla Ukrainy, być liderem pomocy. Problem polega na tym, że mamy do czynienia ze słabym niemieckim rządem, który jest podzielony w tej sprawie. Koalicjanci SPD, czyli Zieloni i Liberałowi są zwolennikami bardziej zdecydowanej polityki, а jej brak wynika ze słabej pozycji kanclerza Scholza wewnątrz partii SPD – ocenia Dębski.

Sytuacja w Niemczech będzie, jego zdaniem, wpływać także na polską politykę. Z jednej strony mamy Rosję, gdzie ponad 70 proc. ludzi deklaruje, że popiera wojnę. Z drugiej strony są Niemcy, gdzie jedna z partii głównego nurtu politycznego, partia rządząca jest przeciwna udzielaniu Ukrainie pomocy wojskowej. To jest wynik braku przywództwa, absolutnie skandalicznego poziomu debaty na ten temat wewnątrz Niemiec. Polska leży pomiędzy tymi dwoma narodami, z których jedno chce wojny, a drugi nie chce efektywnie pomagać Ukrainie. To będzie miało polityczne konsekwencje. Bo świadomość tego w Polsce będzie rosła, będzie wpływać na społeczeństwo, na polskie elity, na rządy, na stosunek do Rosji i Niemiec, i do inwestycji we własną obronność – uważa Dębski.