Panno młoda, co wybierasz: sól, chleb czy pana młodego?” – pytane są świeżo upieczone żony zgodnie z dawnym zwyczajem. „Sól, chleb i pana młodego, aby zarabiał na niego” – powinna odpowiedzieć tuż przed wejściem na salę weselną. Później organizuje się zabawę pt. „Kto w związku będzie trzymał kasę”. Gdy wygrywa ją kobieta, goście weselni najczęściej śmieją się na całego. Gdy zwycięża mężczyzna – to się wydaje naturalne.
To – krzywdzący jak każdy inny – stereotyp. Szkodliwy tym bardziej, że nie bierze pod uwagę, jak bardzo kobietom faktycznie potrzebne są własne pieniądze. Główny Urząd Statystyczny podaje, że wśród wszystkich rodzin w Polsce aż 19,4 proc. stanowią matki samodzielnie wychowujące dzieci (ojcowie – 2,8 proc.). A mniejsze wynagrodzenie, niższy wiek emerytalny, wiele okresów nieskładkowych – to wszystko sprawia, że kobiety o wiele częściej i dłużej żyją w ubóstwie. I będzie jeszcze gorzej, bo w 2060 r. stosunek pomiędzy średnim wynagrodzeniem otrzymywanym za czas pracy zarobkowej a przeciętną emeryturą wyniesie zaledwie 18,7 proc.

Zamiast inwestować na giełdzie, kobiety wybierają pomnażanie kapitału w sposób bardziej klasyczny, np. kupując kolekcjonerskie monety, biżuterię, dzieła sztuki albo nawet samochody

Czy można jakoś temu zapobiec? Jak najbardziej. Oprócz starania się o coraz wyższe pensje, kobiety mogą też… inwestować. Albo przynajmniej korzystać z instrumentów emerytalnych, które również mogą przynosić zyski (np. IKE, IKZE czy PPK). Rzecz w tym, że inwestujące kobiety są wciąż w przeważającej mniejszości.
Reklama