DGP: Od początku wojny polską granicę przekroczyło ponad 7,5 mln uchodźców z Ukrainy. Do tej pory ok. 1,4 mln z nich wystąpiło o PESEL. Na odcinku białoruskim Straż Graniczna codziennie zatrzymuje osoby próbujące sforsować mur. W jakim miejscu jest dzisiaj Polska, jeżeli chodzi o politykę migracyjną?

Reklama
Maciej Duszczyk: Przez cały czas załatwiamy problemy ad hoc, nie ma kompleksowej, systemowej polityki skrojonej pod stojące przed nami wyzwania.
Na ile migracja zmieniła ostatnio nasz kraj?
Były tu trzy kluczowe momenty. Pierwszy to jest 2007 r., kiedy otworzyliśmy rynek pracy dla obywateli Białorusi, Rosji i Ukrainy. Jednocześnie w formie pilotażu wprowadzono wtedy nową formę zatrudnienia cudzoziemca - na oświadczenie pracodawcy. Początkowo dotyczyło to tylko rolnictwa, ale zmiana była fundamentalna, bo zaszła świeżo po wielkiej poakcesyjnej emigracji naszych rodaków do innych krajów Unii Europejskiej. Mało kto pamięta, że decyzję w tej sprawie podjęła minister pracy Anna Kalata z Samoobrony, która była wówczas w rządzie PiS. Kolejna cezura to 2014 r. i zajęcie Krymu przez Rosję. Spowodowało to dużo większy napływ Ukraińców do Polski niż wcześniej, ale też stworzyło np. możliwość transferowania dochodów do Ukrainy.

8 proc. naszego społeczeństwa to cudzoziemcy. Staliśmy się państwem dwunarodowym - Polacy mają ogromną przewagę, ale mieszka już u nas ponad 2 mln Ukraińców. Stanowią oni 80 proc. wszystkich cudzoziemców w naszym kraju

Kolejna cezura to 24 lutego 2022 r. i inwazja rosyjska?
Tak, ale pamiętajmy, że już przedtem mieszkało w Polsce ponad milion Ukraińców oraz ponad 500 tys. obywateli innych państw, m.in. Białorusi, Niemiec, Pakistanu, Indii, USA, a także wielu krajów Afryki, których obywateli dotychczas nie przyjmowaliśmy. Przed 24 lutego prowadziliśmy tzw. selektywną politykę migracyjną pod kątem korzyści ekonomicznych. Po wybuchu wojny doszła polityka wsparcia uchodźczego na dużą skalę. To dwie różne rzeczy.