"Mafie oświatowe funkcjonują obok rodziców kształcących dzieci w edu- kacji domowej. Wykorzystują luki w przepisach, naciągają na grube miliony. Dlatego system trzeba uszczelnić" powtarzał w mediach społecznościowych Przemysław Czarnek. Teraz precyzuje, kogo ma na myśli i jak chce z nimi walczyć.
Chodzi o placówki, które są poza wszelką kontrolą i wykorzystują to, ze szkodą dla wielu innych działających uczciwie. O takie, które mają tzw. martwe dusze, czyli dzieci i młodzież z zagranicy, z innych województw. Samorządy nie są w stanie tego skutecznie sprawdzić, bo dostęp do Systemu Informacji Oświatowej jest dziś ściśle reglamentowany. Na działania takich podmiotów z budżetu państwa idzie ok. 1 mld zł rocznie - mówi minister Czarnek, komentując trwające prace nad projektem zmian w przepisach oświatowych.
Zmiana w systemie kontroli
Jednym ze sposobów walki z nadużyciami jest zmiana w systemie kontroli szkół niepublicznych, tak by zmniejszyć ryzyko ukrycia dokumentacji, uzupełnienia jej ad hoc czy znalezienia powodu, dla którego kontrola nie może dojść do skutku. Minister tłumaczy też, dlaczego zmiany w przepisach dotyczących edukacji domowej były niezbędne, choć poprzednie weszły w życie raptem w lipcu 2021 r. W pewnym zakresie z tej formy edukacji uczyniono sposób na biznes przy pomocy środków publicznych. Nie można wymagać, by potężne pieniądze szły na edukację domową, a z drugiej strony oczekiwać od państwa, że nie będzie miało nad nią żadnej kontroli - podkreśla.
Propozycje zmian poskutkowały powstaniem szerokiej koalicji ich krytyków, od Konfederacji po Lewicę. Sam minister przekonuje jednak, że zyskał też liczne grono sojuszników, z samorządowcami na czele. Bo to właśnie samorządy tracą finansowo na tego rodzaju nadużyciach.
Minister Czarnek wyjaśnia też, dlaczego tak chętnie wspiera finansowo organizacje, stowarzyszenia i placówki odwołujące się do wartości chrześcijańskich. W poprzednich latach ewidentnie faworyzowano w przydziale publicznych środków organizacje reprezentujące poglądy dalece liberalne, lewicowe. I wtedy nikt nie robił z tego zarzutu - mówi. Przyznaje, że traktuje to jako rodzaj sprawiedliwości dziejowej.