Jeszcze nie całkiem rozwiał się dym po poniedziałkowym, zmasowanym ataku rosyjskich rakiet i dronów na ukraińskie miasta, gdy Biały Dom zareagował zwołaniem ważnego, międzynarodowego spotkania w tej sprawie. Ale nie chodziło bynajmniej o Radę Bezpieczeństwa ONZ – choć z formalnego punktu widzenia taki ruch wydawałby się najbardziej uzasadniony. Joe Biden zaprosił jednak do wirtualnego stołu przywódców grupy G7. I żeby nie pozostawić obserwatorom żadnych wątpliwości, w przeznaczonym dla mediów komunikacie jego biura wyraźnie wskazano, że celem jest „omówienie zobowiązań do wspierania Ukrainy i pociągnięcia prezydenta Władimira Putina do odpowiedzialności za agresję Rosji, w tym za niedawne ataki rakietowe na Ukrainie”.
Do udziału w spotkaniu zaproszono prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który niezwłocznie zaapelował do państw G7 o pomoc w zwiększeniu zdolności jego kraju w zakresie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, a przy okazji o poparcie jego inicjatywy w sprawie utworzenia międzynarodowej misji obserwacyjnej na coraz gorętszej granicy białorusko-ukraińskiej.