Nazajutrz po wezwaniu Kadyrowa, kontrowersyjnego, lojalnego wobec Kremla lidera Czeczenii, do "samomobilizacji", pomysł ten miał już poparcie władz obwodów magadańskiego, kurskiego, kemerowskiego, Republiki Mari El, Czuwaszji, Baszkirii, a także samozwańczego lidera okupowanego przez Rosję Krymu.
Apel Kadyrowa
Na tle porażki rosyjskich wojsk i ich wyparcia z dużej części obwodu charkowskiego, Kadyrow zaapelował 15 września o oddolną mobilizację, za którą miałyby odpowiadać władze lokalne. Nazwał ją "samomobilizacją".
Nie ma co czekać na mobilizację (która wymagałaby przyznania, że toczy się wojna i wprowadzenia stanu wojennego) – mówił, zapewniając, że w każdym rosyjskim regionie jest wystarczająca liczba patriotów. Jeśli każdy z regionów Federacji Rosyjskiej zmobilizuje 1000 ochotników, to wyjdzie "imponujący kontyngent wojskowy, 85 tys. ludzi, prawie armia".
Poparcie Kremla
Według obserwatorów sytuacji politycznej w Rosji, plan ten najwyraźniej ma poparcie Kremla, który za wszelką cenę chce uniknąć kosztów politycznych, związanych z obowiązkową mobilizacją. Jak przekonują eksperci – mimo werbalnego poparcia dla wojny na Ukrainie (nazywanej w Rosji specjalną operacją wojskową), chętnych do udziału w działaniach zbrojnych wcale nie ma tak wielu.
Jak zwraca uwagę opozycyjny dziennikarz Michael Nacke, ten plan może nie dać pożądanych efektów.
Od kwietnia tego roku w Rosji trwa tzw. ukryta mobilizacja. Wszystkimi możliwymi sposobami próbowano zachęcać ludzi do dobrowolnego zgłoszenia się do wojska, zachęcały do tego media i propagandyści, wydzielano m.in. ogromne sumy na kontrakty dla ochotników – mówił Nacke w swoim autorskim programie na YouTube.
Jak zauważył dziennikarz, mobilizację ochotników prowadzono co najmniej w 20 regionach Rosji.
Analiza wydatków Rosji
Portal Ważnyje Istorii przeanalizował wydatki budżetowe regionów i ustalił, że w 13 z nich figurowały środki na kontrakty dla żołnierzy. Jednak z ogólnej sumy 368 mln rubli wydano zaledwie 1/3 – 132 mln. To jeden z dowodów na to, że "ukryta mobilizacja" się nie udała – nie zgłosiła się odpowiednia liczba chętnych.
Ludzie nie popierają wojny i nie chcą iść umierać. Nie udało się zrealizować nawet (planowej) kampanii poborowej. Do oddziałów ochotniczych biorą ludzi w wieku do 60 lat, co oznacza, że chętnych w ogóle nie ma. Na region przypada kilkadziesiąt, może paręset osób. To biurokratyczna imitacja – mówił Ważnym Istorijom analityk wojskowy Pawieł Łuzin.
Nasze władze przypominają sobie, że Rosja jest federacją, kiedy trzeba podejmować jakieś nieprzyjemne decyzje. Tak jest i tym razem z projektem "samomobilizacji" – ocenił Nacke.
Agitacja "kucharza Putina"
Kilka dni temu w sieciach społecznościowych pojawiło się nagranie, na którym biznesmen Jewgienij Prigożin, zwany "kucharzem Putina" i będący właścicielem prywatnej armii najemniczej na usługach Kremla, zwanej Grupą Wagnera, w kolonii karnej agituje więźniów do udziału w wojnie.
O tym, że Rosja wysyła na wojnę więźniów, wiadomo już co najmniej od kilku miesięcy. Wcześniej było to jednak tajemnicą poliszynela. Teraz prokremlowskie kanały w Telegramie przekonują, że "w ten sposób więźniowie mogą odkupić swoje winy".