Inwestorzy – z powodu obaw o recesję i kryzys energetyczny w Europie – szukają bezpiecznych przystani, m.in. kupują dolara. W rezultacie notowania dolara i euro się zrównały. A złoty mocno osłabł w stosunku zarówno do obu tych walut, jak i do franka szwajcarskiego. Dziś za dolara trzeba było zapłacić rekordowe ponad 4,8 zł, za euro mniej więcej tyle samo, a za franka nawet ponad 4,9 zł. Naszej walucie nie pomaga, zdaniem analityków, także brak jasności – mimo ubiegłotygodniowego wystąpienia prezesa NBP Adama Glapińskiego – co do tego, jak bardzo bank centralny i Rada Polityki Pieniężnej są zdeterminowane, by gasić inflację i wzmacniać krajową walutę. Inwestorom nie spodobała się również wczorajsza projekcja Narodowego Banku Polskiego. Wynika z niej, że szczyt inflacji może wypaść o kilka miesięcy później, niż dotąd prognozowano, i że będzie ona wyższa niż zakładano.
NBP wskazuje w głównym scenariuszu, że wzrost cen w I kw. 2023 r. – najgorszym pod tym względem – może wynieść 18,8 proc. A w najbardziej pesymistycznym scenariuszu może przekroczyć nawet 26 proc.
Na tym nie koniec złych wieści: zdaniem NBP czeka nas spowolnienie gospodarcze – w I kw. przyszłego roku PKB wzrośnie o 0,5 proc. (w najgorszym scenariuszu spadnie o 2 proc.). Potem sytuacja się poprawi. W skali całego roku produkt krajowy brutto powinien się zwiększyć o 1,4 proc. (w 2022 r. o 4,7 proc.).