DGP: Samoloty pasażerskie rosyjskie są jedynie z nazwy, przemysł kosmiczny jest wypierany przez prywatne firmy z Zachodu. A jaką pozycję Rosja zajmuje w łańcuchu dostaw dla energetyki jądrowej?

Reklama
Jakub Wiech: Jest poza pierwszą trójką wydobywców uranu, zajmuje natomiast względnie wysoką pozycję, jeśli chodzi o proces jego wzbogacania - odpowiada za 26 proc. wzbogaconego uranu trafiającego na rynek europejski. Rosjanie nie zdominowali więc rynku, zarówno światowego, jak i europejskiego. To się przekłada na możliwość zastępowania ich surowca, zwłaszcza że elektrownie jądrowe mają dosyć długi cykl paliwowy. Nie trzeba stać z łopatą i przez cały czas dorzucać uranu do reaktora. Na przykład Ukraina ma zapasy paliwa jądrowego na sześć-osiem lat, jest więc pod tym względem w miarę zabezpieczona. Jeśli chodzi o atom, to rosyjski szantaż paliwowy praktycznie nie wchodzi w grę. Są możliwości dostawy z takich krajów jak Australia czy Kanada. Mamy też europejskie zakłady produkcji paliwa jądrowego w Szwecji, we Francji, w Hiszpanii czy w Niemczech. Można jednak zauważyć, że współpraca jądrowa z Rosją trwa mimo wojny. Przy zamykaniu europejskiego nieba poczyniono wyjątek dla samolotów wiozących paliwo do słowackich elektrowni jądrowych. Ten transport przeleciał m.in. nad Polską.
Jak donosił w końcu kwietnia portal Politico, opierający się wprowadzeniu unijnego embarga na ropę Niemcy mieli zaproponować zakaz importu uranu. Przewidywano, że sprzeciw wobec tej propozycji miał popłynąć z Czech, Węgier i ze Słowacji, gdzie znajdują się rosyjskiej produkcji reaktory. „To niepokojące, ponieważ w 100 proc. polegamy na rosyjskich dostawach uranu” - powiedział Politico Karol Galek, słowacki sekretarz stanu ds. energii. Czy zmiana dostawcy paliwa jest możliwa?
Można zastąpić rosyjskich producentów, choć byłoby to na pewno bardziej kosztowne, zwłaszcza w takim krótkim okresie, jeżeli to embargo byłoby nałożone w ciągu kilku miesięcy. Ta propozycja to również gra niemieckiego kanclerza ukierunkowana na własne moce przerobowe. Niemcy mają zakład produkcji paliwa jądrowego, który funkcjonuje, choć pozbywają się samych elektrowni. Natomiast Rosja podlega już de facto sankcjom. Czesi wykluczyli Rosjan z przetargu na rozbudowę swoich mocy jądrowych, Finowie wyrzucili ich z budowanej elektrowni jądrowej Hanhikivi. Konkretyzują się powoli prowadzone już wcześniej rozmowy amerykańskie z poszczególnymi krajami Europy Środkowej. Na przykład Rumunia rozbudowuje elektrownię Cernavoda już za amerykańskie pieniądze i z wykorzystaniem tamtejszych technologii. Bułgaria prawdopodobnie również wejdzie we współpracę z USA na tym polu. Pod znakiem zapytania pozostaje Polska. Ten znak zapytania jest jednak w zasadzie umowny, bo wiemy już, że najprawdopodobniej to amerykańska oferta zwycięży w przetargu na naszą elektrownię. A elektrownie to przyczółek zbliżający kraje do orbity dostawcy. Dlatego warto się przyjrzeć, gdzie Rosjanie budują za swoje pieniądze i ze swoją technologią elektrownie jądrowe. To Białoruś, Węgry i państwa afrykańskie - rejony, gdzie rosyjskie wpływy są silne albo mają się wzmocnić.
Reklama
Autor prowadzi podcast ScepTech, jest analitykiem danych, ekspertem Klubu Jagiellońskiego ds. polityki technologicznej