Temat podjęli także niemieccy ekonomiści: Rüdiger Bachmann, David Baqaee, Christian Bayer, Moritz Kuhn, Andreas Löschel, Benjamin Moll, Andreas Peichl, Karen Pittel iMoritz Schularick, pracujący wLondon School of Economics, na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma wBonn, Uniwersytecie Ludwika iMaksymiliana wMonachium czy amerykańskim Uniwersytecie Notre Dame. Wtym celu wykorzystali wieloagentowy iwielosektorowy model makroekonomiczny, nad którym pracowali już od kilku lat – po wybuchu wojny rozbudowania wymagała tylko część służąca modelowaniu zużycia energii. Do tego konieczne było zebranie nowych danych dotyczących szacunków elastyczności substytucji, które pozwalają zmierzyć, czy ido jakiego stopnia da się zastąpić jedno źródło energii innym iwjakim stopniu można ograniczyć zużycie ropy, gazu czy węgla.
Ich analiza dotyczy Niemiec, która sprowadzają aż ok. 60 proc. energii, przy czym w przypadku ropy i gazu jest to ponad 90 proc.; w 2021 r. wartość importu wyniosła ok. 80 mld euro, nieco ponad 2 proc. PKB. Mniej więcej połowa gazu oraz około jednej trzeciej ropy pochodzi z Rosji, a więc przy tak silnym uzależnieniu od jednego źródła jego porzucenie wymagałoby głębokich zmian. Rozważono dostępne opcje: alternatywne źródła, zmianę struktury wytwarzania energii, przeniesienie energochłonnej produkcji oraz zmniejszenie popytu. Każda z tych opcji ma inne konsekwencje krótkoterminowe. Co się okazało?