Z zapasów Bundeswehry planuje się "jak najszybciej" dostarczyć na Ukrainę 1000 sztuk broni przeciwpancernej i 500 pocisków ziemia-powietrze typu Stinger - poinformował w sobotę wieczorem rzecznik rządu w Berlinie Steffen Hebestreit.
Historyczne analogie nie mają sensu?
Do tej pory Niemcy odmawiały dostawy broni na Ukrainę. Kanclerz Scholz i inni członkowie rządu "argumentowali to przede wszystkim sytuacją prawną w Niemczech, która zasadniczo zakazuje eksportu broni do obszarów dotkniętych kryzysem. Na jakiej podstawie prawnej Niemcy dostarczają teraz rakiety obronne na Ukrainę – na ten temat rząd nie podał w sobotę żadnych informacji" - pisze SZ.
W przypadku Ukrainy rząd niemiecki "uzasadniał odmowę dostawy broni również historycznie, odwołując się do wojny nazistowskich Niemiec ze Związkiem Radzieckim, w której miliony ludzi zginęły zabite przez Niemców i ich broń. Argumentacja ta spotkała się z krytyką, ponieważ Ukraina, jako część ówczesnego Związku Radzieckiego, poniosła w II wojnie światowej szczególnie wysokie straty w porównaniu ze swoją wielkością" - czytamy w komentarzu.
Morawiecki o hełmach jako "żarcie"
"Zmiana decyzji niemieckiego rządu jest prawdopodobnie spowodowana nie tylko rosnącą presją ze strony Ukrainy, ale także partnerów europejskich" - pisze dziennik i zwraca m.in. uwagę, że "w sobotę po południu poznaliśmy wypowiedzi polskiego premiera Mateusza Morawieckiego, który w Warszawie, przed wyjazdem na spotkanie z Scholzem w Berlinie, określił obiecane 5 tys. hełmów Bundeswehry dla ukraińskiej armii jako żart".
"Przyczynił się do tej decyzji także rozwój wojny na Ukrainie. Wbrew pierwszym wrażeniom wojska rosyjskie zdają się napotykać większy opór armii ukraińskiej. Zwiększyło to również moralną presję na rząd federalny, by wspierał obronę Ukrainy nie tylko słowami, ale i czynami" - zauważa SZ.