Widząc w ostatnich dniach tragiczne statystyki covidowe, trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd puścił IV falę pandemii na żywioł. Gdy Europa wprowadzała twarde restrykcje, lockdowny czy powszechny obowiązek szczepień, my słyszeliśmy zapewnienia, że brak podobnych obostrzeń w Polsce to “ukłon w stronę osób zaszczepionych”, a nasz “gen sprzeciwu” jest silniejszy niż instynkt przetrwania.
Państwo działa? Być może...
Nadchodzący tydzień ma pokazać, że rząd jednak zachował resztki sprawczości w tej materii. Do Sejmu w końcu trafić ma projekt ustawy dotyczący “uprawnień covidowych” pracodawców, w połowie tygodnia rozpoczną się szczepienia dzieci w wieku 5-11 lat, a od 15 grudnia wejdą nowe obostrzenia. Państwo działa? Być może. A już na pewno plącze się w zeznaniach.
PiS, aby zwiększyć szanse na przeforsowanie wspomnianego projektu ustawy, postanowił skorygować wyjściową koncepcję, jednocześnie osiągając ten sam cel. Jak to możliwe? Pierwotna propozycja zakładała, że pracodawca będzie mógł kontrolować, czy jego pracownicy są zaszczepieni. To wzbudziło opory w klubie PiS, dlatego aktualna koncepcja zakłada możliwość wymagania nie tyle certyfikatu, ile aktualnego testu na obecność COVID-19. Przy czym zwolnionym z obowiązku regularnego testowania się będzie pracownik, który… pokaże certyfikat covidowy.
A więc mamy wprowadzanie pierwotnej koncepcji, tyle że tylnymi drzwiami. Sami politycy PiS są podzieleni. I nie chodzi już tylko o zaciekłych przeciwników projektu, lecz nawet tych, którzy są gotowi w Sejmie podnieść za nim rękę. Nasi rozmówcy z obozu władzy sugerują, że ustawa w niewielkim stopniu przysłuży się walce z pandemią, bardziej ma na celu rozproszenie uwag pracodawców, oskarżających rząd o zrzucanie na nich odpowiedzialności. Tyle że te oskarżenia nie milkną.
Działacze PiS nie ukrywają, że wciąż nie ma wśród nich większości dla projektu i w związku z tym muszą liczyć na wsparcie opozycji. Ta jednak zamierza wykorzystać sytuację i zapowiada zgłoszenie poprawek dotyczących np. egzekwowania nowych przepisów przez policję. Pytanie więc, jakim kosztem PiS jest gotów ustawę przepchnąć, zwłaszcza gdy sam nie jest do niej w 100 proc. przekonany.
Obowiązkowe szczepienia
Równolegle w rządzie wciąż dyskutowana jest kwestia, kogo mają objąć obowiązkowe szczepienia. Przy okazji rząd nie ustrzegł się komunikacyjnych wpadek. Gdy minister zdrowia ogłaszał, że chodzi o medyków, nauczycieli i służby mundurowe, jeszcze tego samego dnia dowiedzieliśmy się, że z tymi nauczycielami i służbami to trochę się zagalopował. Pytanie, czy zrobił to umyślnie i chciał przeforsować swój pomysł metodą faktów dokonanych, czy po prostu ot tak mu się wymsknęło.
Otoczenie Mateusza Morawieckiego roboczo założyło ten drugi wariant, co nie zmienia faktu, że w relacjach na linii Ministerstwo Zdrowia - Kancelaria Premiera dalej wieje chłodem. Ale trudno się dziwić, skoro po konferencji resortu prostować trzeba było nawet zapowiedź o obowiązku szczepień dla wskazanych grup zawodowych od 1 marca. Wielu komentatorów błędnie zrozumiało, że państwo - nie wiedzieć czemu - zamierza zwlekać trzy miesiące, by dopiero w marcu ruszyć z akcją szczepień. Dopiero po dodatkowych wyjaśnieniach stało się jasne, że rząd po prostu daje bufor czasowy na pełne doszczepienie osób objętych takim obowiązkiem, tak by w marcu wszyscy byli już po pełnym cyklu wkłuć i można będzie zacząć to egzekwować. Wydawało się, że nietrudno coś takiego zakomunikować w sposób klarowny. Okazało się jednak inaczej.
Grunt pod walkę z Omikronem
Od środy zaczną obowiązywać nowe obostrzenia. Już nie z myślą o IV fali, bo na to jest zwyczajnie za późno, lecz na zrobienie gruntu pod walkę z Omikronem. Tyle że w takiej formie będą to obostrzenia z typu tych średnio egzekwowalnych i przestrzeganych. Czy ktoś - odpowiednie służby, władze samorządowe - kiedykolwiek weryfikował stan obłożenia miejskich autobusów czy tramwajów (za chwilę będzie to 75 proc.)? Z oczywistych względów w dużych miastach to jest po prostu niewykonalne. W restauracjach, kinach czy kościołach limit obłożenia wyniesie 30 proc. (zwiększenie limitu będzie możliwe tylko dla osób zaszczepionych, zweryfikowanych przez przedsiębiorcę za pomocą certyfikatu covidowego). Tylko czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić ministrantów czy proboszcza, który przed mszą kontroluje certyfikaty przy pomocy specjalnej aplikacji? Z racji silnie zakorzenionego w nas “genu sprzeciwu” można się spodziewać, że w wielu miejscach dojdzie do karczemnych awantur, gdy ktoś niezaszczepiony zostanie wyproszony za drzwi.
Część kolejnych planowanych restrykcji sprawia wrażenie podjętych w czasie, który będzie politycznie najmniej obciążający. Wprowadzenie nauki zdalnej w okresie od 20 grudnia do 9 stycznia w jakiejś mierze po prostu usankcjonuje to, co już dziś mamy w wielu szkołach oraz to, że część rodziców i tak planowała nie posyłać w tym czasie dzieci do szkół, by móc spędzić święta z rodziną, a nie na kwarantannie. Podobne skojarzenia budzi zamknięcie od 15 grudnia (do odwołania) wszelkich klubów czy dyskotek. Bliżej świąt wiele młodych osób i tak rozjedzie się do swoich rodzin i raczej nie planuje wtedy jakiegoś wielkiego balowania ze znajomymi. Jednak na wszelki wypadek - i zapewne ku uciesze Jacka Kurskiego - rząd zadekretował, że wyjątkiem będzie Sylwester. Tej nocy imprezy będą mogły odbywać się “w ścisłym reżimie sanitarnym”. Limit to 100 osób (nie dotyczy osób, które posiadają certyfikat COVID-19), co chyba trudno uznać za kameralną imprezę.
Ponad 500 covidowych zgonów dziennie
Obóz PiS, targany coraz to różniejszymi wewnętrznymi napięciami i konfliktami, w kwestiach covidowych sprawia wrażenie lekko pogubionego. Pik czwartej fali zachorowań wypłaszcza się i wkrótce zacznie opadać. Jak zwracają uwagę eksperci, to pierwsza fala w dotychczasowej historii pandemii, która wygasi się samoistnie, a nie na skutek twardej reakcji rządzących. Brutalną ceną za to frywolne podejście jest ponad 500 zgonów covidowych dziennie oraz kolejne tzw. zgony nadmiarowe, wynikające z utrudnionego dostępu do innych świadczeń medycznych. Pytanie, czy i na ile przygotowani wejdziemy w przyszłoroczną, piątą falę zachorowań, prawdopodobnie już z istotnym udziałem wariantu Omikron. Rząd nie wyklucza bardziej radykalnych działań, w zależności od rozwoju sytuacji. Oby tylko był w stanie je sensownie wytłumaczyć i tym samym zapewnić ich respektowanie przez społeczeństwo.
Niestety części dotychczasowych działań rząd nie jest w stanie racjonalnie i transparentnie wytłumaczyć, co tylko podważa zaufanie do całej polityki pandemicznej państwa i jest wodą na młyn dla antyszczepionkowców. Gdy Sieć Obywatelska Watchdog Polska zapytała Kancelarię Premiera o powody zamknięcia rok temu cmentarzy, w odpowiedzi usłyszała, że “odtworzenie procesu myślowego, który towarzyszył Prezesowi Rady Ministrów w podjęciu tej konkretnej decyzji oraz wskazanie, który głos doradczy był pomocny lub kluczowy w jej podjęciu, jest z praktycznego punktu widzenia niemożliwe”. Poza tym minęło już sporo czasu, a konsultacje z ekspertami “nie miały charakteru formalnego i nie były protokołowane”. Oby się nie okazało, że ubocznym skutkiem pandemii jest masowa amnezja u decydentów. Bo aktualna pandemia w końcu minie. Historia uczy, że po niej przyjdą kolejne i doświadczenia zebrane teraz mogą się okazać bezcenne w przyszłości.