- Jak widać, do niczego to nie doprowadziło i skończyło się na niekończących się występach w stylu "Biden nam pomoże” – powiedział Łukaszenka, który na spotkaniu z przedstawicielami władz lokalnych mówił m.in. o atakach Zachodu i spisku przeciwko Białorusi.

Reklama

Epitety ze strony rządowych mediów

Po środowym spotkaniu w Białym Domu Bidena i byłej kandydatki na prezydenta Białorusi Cichanouskiej oficjalny Mińsk nie reagował. Rządowe media i konta w sieciach społecznościowych wyśmiewały natomiast działalność oponentki Łukaszenki, tradycyjnie nazywając ją "wróżką od kotletów", lecz także np. "debilką". Prezydent USA również otrzymał wiele epitetów, m.in. jeden z reżimowych dziennikarzy nazwał go w komunikatorze Telegram "zdemenciałym dziadem".

Ponadto przy okazji wizyty Cichanouskiej w USA reżimowi komentatorzy zarzucili jej "zdradę" i działanie na szkodę interesów Białorusi.

Dużo uwagi poświęcono też wspomnianym ciasteczkom, nawiązując do funkcjonujących w krajach posowieckich jako mem mitycznych "ciasteczek Departamentu Stanu", które przedstawicielka amerykańskiego resortu dyplomacji Victoria Nuland miała rozdawać uczestnikom ukraińskiego Majdanu w 2013 roku.

Zestawienie wizyt Cichanouskiej i Łukaszenki

Reklama

Media niezależne wskazywały z kolei, że Alaksandr Łukaszenka nigdy nie odbył podobnego spotkania z prezydentem USA, chociaż sfotografował się z prezydentem Barackiem Obamą podczas wydanego przez niego przyjęcia z okazji 70-lecia ONZ w 2015 roku.

Portal Zerkalo.io dokonał też zestawienia, w którym umieścił wizyty i spotkania z zagranicznymi liderami Cichanouskiej i Łukaszenki, do których doszło po ubiegłorocznych wyborach na Białorusi. Lista tej pierwszej jest o wiele dłuższa (31 pozycji) i zawiera nazwiska czołowych zachodnich przywódców. Na liście Łukaszenki są tylko prezydent Rosji Władimir Putin (pięciokrotnie), prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew oraz premierzy Rosji i Kirgistanu.

Jeszcze zanim Cichanouska spotkała się w USA z Bidenem, MSZ Białorusi nazwało jej wizytę w tym kraju "wyjazdem turystycznym za pieniądze amerykańskich podatników" i podkreśliło, że nie ma ono nic wspólnego z oficjalnym reprezentowaniem Białorusi.