Poza marchewką Praga sięgnęła też jednak po kij i zapowiedziała wniosek do TSUE o nałożenie na Warszawę kary rzędu 5 mln euro dziennie za to, że kopalnia wciąż pracuje.

Do czasu ostatecznego porozumienia ani Czesi nie zrezygnowali z możliwości sankcji, ani Polska z wniosku do TSUE o uchylenie środka tymczasowego - mówi DGP wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, który brał udział w rozmowach.

Reklama

Wysokość kary, o która mógłby wnioskować rząd Andreja Babiša, wzbudza jednak zdziwienie nawet u naszych rozmówców znad Wełtawy, choć o ostatecznej kwocie i tak musiałby zdecydować TSUE.

Nawet gdyby Praga złożyła taki wniosek, a TSUE się do niego przychylił, pieniądze nie popłynęłyby jednak do Czechów, ale do budżetu UE. Do Pragi może natomiast trafić z Polski 40–50 mln euro. Pieniądze miałyby być wykorzystane na budowę nowych i modernizacje dotychczasowych ujęć wody pitnej po czeskiej stronie granicy.

Według Pragi prace w Turowie powodują obniżenie poziomu wód gruntowych w przygranicznym kraju libereckim.

Zgodnie ze stanowiskiem resortu środowiska w Pradze umowa z Warszawą, poza pokryciem tych kosztów, ma też obejmować przekazanie wszelkich dostępnych informacji o skutkach wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.

CZYTAJ WIĘCEJ W ŚRODOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>