Baltic Pipe będzie dostarczać do Polski gaz z szelfu norweskiego. Surowiec stamtąd ma w dużej części zastąpić gaz z Rosji, dostarczany dziś w ramach kontraktu jamalskiego (ponad 8 mld m sześc. rocznie). Umowa z Rosjanami wygasa z końcem 2022 r., a planowany termin uruchomienia bałtyckiej rury to październik 2022 r. Już jest więc prawie „na styk”, a tymczasem przetarg na budowę jednej z tłoczni będzie powtórzony. Wykonawca podmorskiej części Baltic Pipe został wyłoniony już w maju. Została nim włoska firma Saipem Limited, która była też wykonawcą terminalu LNG w Świnoujściu. Pod koniec października operator gazociągów Gaz-System poinformował zaś, że wybrał wykonawców budowy wszystkich elementów lądowych Baltic Pipe w Polsce, czyli gazociągów i tłoczni.
Przetarg na budowę tłoczni w Odolanowie wygrało konsorcjum, na którego czele stała krajowa spółka Atrem. Od wyników przetargu odwołała się jednak inna krajowa firma – Control Process. Sąd arbitrażowy uznał jeden z jej zarzutów. Gaz-System poinformował więc we wtorek, że unieważni postępowanie i przeprowadzi nowe. Czy nie spowoduje to opóźnienia projektu? Państwowy operator zapewnił w odpowiedzi dla DGP, że wykonawca zostanie wybrany w trybie, który nie wpłynie na zakładany pierwotnie harmonogram realizacji tej inwestycji. „Termin zakończenia projektu Baltic Pipe pozostaje bez zmian, tzn. jest to 1 października 2022 r.” – informuje Gaz-System.
Przetargi dotyczące lądowej części Baltic Pipe od początku wywołują emocje. Wyrażano m.in. obawy o udział krajowych firm. Pod koniec października starał się je rozwiać nadzorujący Gaz-System Piotr Naimski, pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej. Zaznaczał, że projekt Baltic Pipe realizowały i realizują w prawie 80 proc. firmy i konsorcja z kapitałem polskim, a pozostałe 20 proc. to są firmy zagraniczne jako generalni wykonawcy, ale 90 proc. ich podwykonawców to są firmy polskie. – Z tego punktu widzenia można powiedzieć, że inwestycje Gaz-Systemu są bardzo istotne dla rozwoju polskiej gospodarki – podkreślał Naimski.
Kwestię wyboru wykonawców Baltic Pipe poruszył w niedawnej interpelacji do premiera poseł PiS Bartosz Kownacki. – Temat jest ważny, dotyczy bezpieczeństwa Polski, a pojawiły się wątpliwości – wyjaśnia nam krótko polityk. Kownacki pytał m.in. o możliwość weryfikacji, czy firmy wybierane w postępowaniach dotyczących projektu Baltic Pipe nie są zaangażowane w budowę Nord Stream lub nie współpracują z Gazpromem.
Odpowiedzi od premiera jeszcze nie ma, ale dane są publicznie dostępne. Dwie tłocznie Baltic Pipe Goleniów i Gustorzyn (kontrakty warte w sumie kilkaset milionów złotych) ma zbudować firma Max Streicher. W sierpniu 2018 r. jej niemiecka filia wspólnie ze spółką Bonatti zdobyła kontrakt na prawie 300-kilometrowy odcinek gazociągu Eugal, który buduje spółka Gascade. Udziałowcami Gascade są niemiecki BASF i rosyjski Gazprom, a rurociąg ma być zasilany gazem z gazociągu Nord Stream 2, którego budowie Polska od lat się sprzeciwia.
„Firma Max Streicher S.A. w postępowaniach przetargowych na wybór wykonawcy prac budowlanych na tłoczniach w Goleniowie i Gustorzynie wykazała się wymaganym w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia doświadczeniem oraz zasobami realizacyjnymi, potwierdzonymi dodatkowym audytem, wykonanym przez Gaz-System, w zakresie posiadania zdolności technicznych, finansowych i organizacyjnych. Firma Max Streicher S.A. jest dużym i uznanym wykonawcą instalacji przesyłowych i tłoczni gazu na wielu inwestycjach gazowych w Europie, dlatego na etapie postępowania przetargowego przedstawiła doświadczenie odpowiadające przedmiotowi zamówienia Gaz-System” – odpowiada na nasze pytanie operator.
Krajowi politycy, m.in. premier Mateusz Morawiecki, sprzeciwiają się budowie Nord Stream 2 i jest to jedna z głównych kości niezgody w relacjach z Niemcami. Równocześnie współpracujemy z firmą, która buduje lądową odnogę tego gazociągu. O sprawę chcieliśmy spytać Piotra Naimskiego. Nie odpowiedział na nasze telefony. Nie odpowiedział nam też rzecznik rządu Piotr Mueller.
To pokazuje brak myślenia strategiczno-politycznego. Nie powinniśmy dawać zarabiać firmie, która korzysta na tak szkodliwej inwestycji, jaką jest Nord Stream 2. Względy bezpieczeństwa strategicznego powinny wziąć górę nad wąsko rozumianym przetargiem - komentuje Tomasz Siemoniak, były minister obrony, obecnie wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej.