Bruksela zwiera szyki przeciwko inwazji tworzyw sztucznych. To próba sił. Z jednej strony mamy biurokratyczną machinę UE, która tak mocno dokręca śrubę, że cała konstrukcja złożona z ekologicznych dyrektyw aż trzeszczy i bez odpowiedniego nadzoru może się szybko zawalić. Z drugiej – straszy nas nienasycony plastikowy potwór, który nie ustaje w ekspansji. To uproszczony obraz konfliktu między wieloma grupami interesów i wzajemnych powiązań, które od kilku lat – od kiedy UE zwróciła się w kierunku gospodarki obiegu zamkniętego i recyklingu – stoją w zasadniczej opozycji. Uproszczony, bo obie strony mają sojuszników. W narożniku UE stoją nie tylko ekolodzy, branża recyklingu, lecz także rozwijające się kraje Azji, które – na wzór Chin – coraz częściej blokują transport odpadów z zagranicy. A to sprawia, że zachodnim państwom coraz trudniej pozbywać się niechcianego balastu, jak to robiły od dekad. Po stronie plastikowego monstrum też nie brakuje sprzymierzeńców. Przewrotnie w jego ekspansji pomaga globalna presja na odejście od paliw kopalnych. Biznesowi temu sprzyja też pandemia. Niektórzy już obwieścili wielki powrót do łask np. woreczków foliowych, w które dziś w wielu sklepach owija się nawet pojedyncze bułki.
Nie jest pewne, kto wygra to starcie ani co z tej walki wyniknie dla nas, firm i środowiska. Dziś na pewno wiemy, że jeśli utrzymamy tempo produkcji plastiku, w 2050 r. w oceanach łatwiej będzie złapać w sieć plastikowy śmieć niż rybę. Pozostaje pytanie, czy legislacyjna ofensywa przeciwko producentom plastiku coś realnie zmieni. A może UE urealni swoje cele i wycofa się z najbardziej radykalnych postulatów?
Biznes nabity w butelkę
Zakaz używania jednorazowych sztućców, słomek i kubeczków oraz wyższe wymogi recyklingu dla państw członkowskich to dopiero początek. Mówiono, że UE wypowiada wojnę absurdalnie niszowemu wrogowi (plastikowe słomki stanowią zaledwie 0,03 proc. odpadów z tworzyw sztucznych, które trafiają do oceanów). Teraz Unia w końcu wytacza ciężkie działa w postaci podatku od plastiku, który ma wejść w życie 1 stycznia 2021 r. W europejskich kuluarach mówiło się o nim od kilku lat, ale z dodatkiem „być może kiedyś”. Na ostatnim specjalnym posiedzeniu Rady UE (17–21 lipca) decyzja jednak zapadła. I to ku ogromnemu zaskoczeniu i firm, i ekologów.
Wiadomość wstrząsnęła rynkiem, bo czasu na dopracowanie mechanizmu płatności jest bardzo mało. Na sztywno ustalono jedynie stawkę: 0,8 euro za każdy kilogram materiału, który nie został poddany recyklingowi.