Bartek Godusławski: Czy najgorsze mamy już w gospodarce za sobą, czy pogłębienie recesji czeka nas przy drugiej fali COVID-19 jesienią i zimą?

Paweł Borys (prezes Polskiego Funduszu Rozwoju): Dno recesji zostało osiągnięte w drugiej połowie kwietnia. Co ważniejsze w ostatnich tygodniach poprawiają się perspektywy polskiej gospodarki i nie realizują się najczarniejsze scenariusze skokowego wzrostu bezrobocia i masowych upadłości firm oraz spadku PKB w II kwartale o kilkanaście procent, a w całym roku o 6–7 proc. Tarcze antykryzysowa i finansowa zostały wdrożone na czas i w adekwatnej, znaczącej skali 100 mld zł w ciągu 100 dni. Można powiedzieć, że sytuacja gospodarcza jest pod kontrolą. Obecnie wydaje się, że stabilna sytuacja na rynku pracy, przedsiębiorstw i odbicie konsumpcji wskazują, że spadek PKB w II kwartale sięgnie bliżej 8 proc., a w całym 2020 r. będzie w ujęciu realnym poniżej 4 proc. Nominalny spadek produktu krajowego, czyli z uwzględnieniem inflacji, powinien być niewielki. Ale musimy mieć świadomość, że pandemia COVID-19 ciągle stanowi zagrożenie, a gospodarka światowa pogrążona jest w największej od dekad recesji, na co wskazują obniżone ostatnio prognozy MFW. Oczekiwany spadek PKB w strefie euro wynosi aż 8 proc., czyli dwukrotnie więcej niż w Polsce. To negatywne otoczenie gospodarcze będzie odbijać się także na nas.
Czy nie jest tak, że instrumenty uruchomione w ramach rządowej tarczy antykryzysowej czy finansowej PFR zachomikowały nam zatrudnienie na kilka miesięcy, a wraz z wygasaniem wsparcia czeka nas opóźniona fala bezrobocia?
W USA mieliśmy 30 mln nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych. Firmy szybko dostosowały się do kryzysowej sytuacji i masowo zwalniały. Europa ma inną strategię i zamraża zatrudnienie. W Niemczech poprzez Kurzarbeit, a u nas choćby przez wdrożone przez rząd postojowe i dopłaty do wynagrodzeń. Wszystko wskazuje, że europejska strategia odpowiedzi na kryzys jest lepsza, bo w krótkim okresie zapobiegła silniejszym spadkom konsumpcji oraz nie tworzy trwałych obszarów wykluczenia z rynku pracy. Chociaż trzeba mieć świadomość, że część bezrobocia zwłaszcza we Włoszech ma charakter ukryty, bo ludzie dezaktywizują się i nie szukają pracy. Odczarowania wymaga także to, jaką mamy obecnie sytuację na polskim rynku pracy. Są dane GUS mówiące, że zatrudnienie obniżyło się o blisko 300 tys. etatów. Tyle że to są właśnie etaty i to jest wpływ miliona osób objętych postojowym i obniżonym wymiarem pracy. Jeżeli popatrzymy na dane z różnych źródeł, np. liczby pracujących i zarejestrowanego bezrobocia, to moim zdaniem realnie w sektorze przedsiębiorstw od marca do czerwca zatrudnienie straciło ok. 100–150 tys. osób.
Reklama
Nie wszyscy się jednak rejestrują w urzędach, nie wszyscy mogą.
Dlatego przedstawiony przeze mnie szacunek jest oparty na różnych danych. Jeśli popatrzymy np. na spadek liczby pracujących, to on w ciągu dwóch miesięcy wyniósł ok. 80 tys. osób. Zgadzam się, że nie wszystko widać w statystyce. Jednak wydaje się, że rynek pracy przechodzi ten kryzys w stabilnej formie, będzie oczywiście jakiś efekt opóźniony, ale obecnie wzrost bezrobocia do 6 proc. oznacza, że sytuacja na rynku pracy jest stabilna, a już w 2021 r. gospodarka powinna tworzyć miejsca pracy. Nie grozi nam więc scenariusz hiszpański w ostatniej dekadzie czy trwałe bezrobocie 15–20 proc. i stracone pokolenie wielu młodych ludzi. Najlepszym sposobem na wyjście z kryzysu jest powrót gospodarki na ścieżkę wzrostu! Wydaje się, że już od III kwartału PKB w ujęciu kwartalnym zacznie rosnąć, a dodatnia dynamika roczna pojawi się w I kwartale 2021 r. Jeśli dojdziemy wówczas do wzrostu na poziomie 2–3 proc. rok do roku, to znów będą powstawały miejsca pracy. Mamy szansę w latach 2021–2022 odrobić obecny kryzys na rynku pracy.
Czy zatem należy obecnie przedłużyć działania instrumentów z tarczy antykryzysowej?
W mojej ocenie głównym instrumentem, którego dalsze obowiązywanie należałoby rozważyć, to postojowe i obniżony wymiar czasu pracy z dopłatą od rządu. Chodzi o kolejne trzy miesiące. Tarcza Finansowa PFR dla mikro, małych i średnich firm działa do końca lipca, a dla dużych podmiotów do końca roku. Przekroczyliśmy liczbę aż 300 tys. firm, zatrudniających ponad 2,8 mln osób, dla których wypłaciliśmy koronasubwencje na łączną kwotę 55 mld zł. Subwencje są tak obliczone, że powinny chronić przedsiębiorców i miejsca pracy przez około 6 do 9 miesięcy. Ten bufor miał im pozwolić przetrwać do momentu, aż gospodarka wróci na ścieżkę wzrostu.
Czy PFR zakłada, że finansowanie może przekroczyć zaplanowane 100 mld zł?
Mamy bezpieczny bufor. Dla mikro i MSP mamy jeszcze 21 mld zł. Trafiliśmy w punkt, jeśli chodzi o liczbę firm, które sięgną po subwencje, bo szacowaliśmy je na 350 tys. i pewnie będziemy blisko tej liczby, co stanowi ponad 50 proc. wszystkich firm w Polsce. Dla dużych firm mamy 25 mld zł, co odpowiada zapotrzebowaniu. Patrząc też na dane sektora bankowego, to dzięki tak skonstruowanej pomocy firmy mają szansę wyjść z tego kryzysu bez nadmiernego zadłużenia, a nawet może częściowo oddłużone, bo subwencje mają szanse być w części bezzwrotne. Także gospodarstwa domowe się oddłużyły – wzrosły oszczędności i silnie spadły kredyty. Koszt tego kryzysu odłoży się głównie w finansach publicznych, bo państwo wzięło głównie na siebie ciężar długu, co było niezbędne. Na świecie już dzisiaj mówi się o średnim wzroście zadłużenia o 15–20 proc. PKB. W Polsce powinno być mniej. Krótkoterminowo ten wzrost może być większy, bo będzie też m.in. efektem spadku PKB. Oceniając finanse publiczne, powinniśmy patrzeć na stabilniejszy 2021 r. W ostatnich latach dług publiczny do PKB spadł o 5 pkt proc. i dzięki temu rząd miał przestrzeń do zwiększonych wydatków na walkę z kryzysem. Pomimo potrzebnego w tej sytuacji wzrostu deficytu sytuacja polskich finansów publicznych jest bezpieczna, na co wskazują stabilne ratingi, kurs złotego oraz spadek rentowności obligacji skarbowych. I ponownie – najlepszą strategią na spadek deficytu i długu publicznego powinno być stymulowanie wzrostu gospodarczego i szybki powrót na ścieżkę rozwoju.
Czy istnieje ryzyko, że będziemy kolejny raz zamrażali gospodarkę? Następnego lockdownu firmy mogą już nie przetrwać, a rządów nie będzie stać na pomoc.
Jestem o tym przekonany, że wszystkie rządy będą robiły, co w ich mocy, aby nie było drugiego lockdownu. Mówił o tym także premier Mateusz Morawiecki w kontekście Polski. Myślę, że on jest mało prawdopodobny i byłby bardzo kosztowny. Pierwszy był niezbędny, ale zakładam, że jeśli musiałoby dojść do lockdownu, to będzie on miał charakter punktowy.
Wróćmy do Tarczy Finansowej PFR dla dużych firm. Czy ktoś już dostał pieniądze?
Od ponad dwóch tygodni przyjmujemy wnioski. Około 60 podmiotów złożyło już pełne wnioski, a kolejne 300 jest na etapie ich wypełniania. Myślę, że realnie pierwsze pieniądze zostaną przelane w lipcu. W tej chwili prawie 95 proc. wniosków dotyczy pożyczek płynnościowych i pożyczek preferencyjnych. Zaledwie kilka firm zgłosiło się po instrumenty kapitałowe.
Chodzi o to, aby PFR zaangażował się w ich nowe emisje akcji?
Tak. Mówimy o wzięciu udziału w podwyższeniu kapitału.
Co ze skupem obligacji korporacyjnych, który też dopuszczaliście?
Konsultowaliśmy się z branżą funduszy. Sytuacja płynnościowa poprawiła się w nich na tyle, że obecnie nie ma takiej potrzeby. Sama zapowiedź, że takie działania możemy przeprowadzić pomogła rynkowi.
Jak wygląda obecnie skala nadużyć w tarczy PFR? W DGP opisywaliśmy przypadek kantorów, które nienależnie sięgnęły po subwencje zarezerwowane dla MSP, chociaż były mikrofirmami. Można sobie wyobrazić więcej takich branż, np. eventowo-konferencyjną, która generuje duże obroty.
Program bazuje na zaufaniu do przedsiębiorców. W ogóle uważam, że obecne wsparcie dla przedsiębiorstw w czasie kryzysu to szansa na nowe pozytywne otwarcie w relacjach przedsiębiorcy – państwo, opartych na większym zaufaniu i partnerstwie. Zawsze znajdą się firmy, które to zaufanie nadużyją lub zachowają się nieuczciwie, ale w przypadku Tarczy Finansowej zakładam, że to jednak margines poniżej 1 proc. To są środki publiczne, więc stworzyliśmy mechanizmy kontroli wniosków pod kątem działania podmiotu, przychodów czy zatrudnienia. To się odbywa za pośrednictwem baz KAS czy ZUS. 80 proc. takich aplikacji na etapie składania online było w ten sposób weryfikowane. Natomiast pozostałe 20 proc., w przypadku kiedy mamy inne formy rozliczeń, opieraliśmy na oświadczeniu firmy i tu identyfikujemy następczo pewne nieprawidłowości. Weryfikujemy, czy złożone zostały fałszywe oświadczenia, czy mamy zwyczajny błąd.
W przypadku tarczy dla dużych firm skala środków na jeden podmiot może sięgnąć nawet 1 mld zł. Pokusa znacznie większa.
Tutaj najważniejsze jest równe traktowanie. Mamy profesjonalne komitety inwestycyjne. Połowa ich członków to osoby niezależne. Nazwa każdej firmy, która dostanie pożyczkę czy wsparcie kapitałowe będzie razem z kwotą publikowana na naszej stronie internetowej. Myślimy też o dodatkowych zobowiązaniach inwestorskich, np. związanych z zatrudnieniem, inwestycjami technologicznych czy takimi związanymi z efektywnością energetyczną. Po to, żeby ten program dla dużych był również pewnym impulsem rozwojowym. Całość Tarczy Finansowej jest także objęta osłoną antykorupcyjną CBA oraz związaną z cyberbezpieczeństwem przez ABW.
Czy spółki Skarbu Państwa zwróciły się o pomoc?
Żadna jeszcze nie przyszła, ale jeśli to nastąpi, to będą traktowane na równi z innymi podmiotami.
PFR w tym kryzysie podłączył przedsiębiorcom respirator. Kto weźmie udział w ich rehabilitowaniu w czasie poprawiania się koniunktury? Wychodzenie z kryzysu miało się odbyć przez szeroko zakrojony plan inwestycji. Weźmiecie udział w jego finansowaniu?
Dzięki nam firmy dostały płynność. To zmniejszyło skalę zatorów płatniczych. Pozwoliło części podmiotów dokończyć inwestycje. W przypadku strat – ich pokrycie. Rzeczywiście inwestycje prywatne spadną najmocniej i to będzie główny problem dla dynamiki PKB. Wyzwaniem będzie ich odbudowa ze względu na niepewność, która przez najbliższe kilka kwartałów się utrzyma. Rząd będzie starał się kompensować recesję w inwestycjach nakładami publicznymi. Na prośbę premiera PFR wspólnie z Polską Agencją Inwestycji i Handlu szykuje wspólny program wsparcia inwestycji. Chodzi zarówno o przyciąganie inwestycji zagranicznych, jak i stymulowanie tych krajowych. Efektem tego kryzysu będzie niewątpliwie skracanie łańcuchów dostaw. Część firm przeniesie produkcji z Azji do Europy i Stanów Zjednoczonych. Do tego mamy brexit i obawy części firm o dostęp do wspólnego rynku oraz wojny handlowe. Chcemy więc nakłaniać polskie firmy do przenoszeni łańcuchów dostaw z powrotem do kraju i wziąć udział w tym procesie w skali globalnej.
Jakie sektory gospodarki macie na myśli?
Oczywiście mówimy o branży farmaceutycznej, chemicznej, motoryzacji, ale z poziomu produkcji komponentów czy ICT.
Duże koncerny samochodowe nie palą się jednak do przenoszenia produkcji z Azji. Koszty pracy wciąż odgrywają kluczową rolę.
Poczekajmy. Łańcuchy dostaw rwały się już w przeszłości. Teraz odbyło się to na bezprecedensową skalę i wielu menedżerom dało na pewno do myślenia. Szacuje się, że w ciągu najbliższych trzech lat import USA z Azji, głównie Chin, spadnie o 100 mld dolarów, a w przypadku Europy o 30 mld dolarów.
Na czym będzie polegał program PFR i PAIH?
Na razie nie chcę mówić o szczegółach. Na pewno będzie to rozwój programu „Polska Strefa Inwestycji”, możliwość koinwestycji czy oferta i intensywne kontakty z potencjalnymi inwestorami. Chcemy pokazać ten projekt w lipcu.