Nasz narodowy przewoźnik w ostatnich latach był jedną z najszybciej rozwijających się linii na świecie. Postawił na politykę dużego skoku i to mu się w dużej mierze udawało. Liczba obsłużonych podróżnych wzrosła z 4,3 mln w 2015 r. do ponad 10 mln w roku 2019. Było to możliwe dzięki leasingowaniu kolejnych maszyn i nowym trasom. W ostatnim czasie LOT rozwijał zwłaszcza siatkę połączeń długodystansowych – do Azji i Ameryki Północnej. Do tego zimą gruchnęła wiadomość, że Polska Grupa Lotnicza, czyli właściciel LOT-u, przejmie niemiecką czarterową linię Condor. Ten wożący głównie turystów przewoźnik szukał nowego właściciela po upadku biura podróży Thomas Cook. Po połączeniu sił obie linie obsługiwałyby blisko 20 mln podróżnych i dzięki temu PGL stałby się jednym z ważniejszych graczy w Europie. Pod względem liczby pasażerów miałby się znaleźć na 13. miejscu na Starym Kontynencie. Oficjalnie nie podawano kwoty zakupu, ale według szacunków, które uwzględniały konieczność spłaty kredytu pomostowego, mogła ona sięgnąć 2,5 mld zł.
Zwrot akcji
To była połowa stycznia i wtedy nikt się jeszcze zbytnio nie przejmował pierwszymi doniesieniami o nowym wirusie w Chinach. Dwa miesiące później Polska zamykała już lotniska dla regularnych połączeń. Zaczął się największy kryzys w historii lotnictwa od czasów II wojny światowej. W połowie kwietnia rząd ogłosił wycofanie się z zakupu Condora.
Reklama
Pandemia COVID-19 nie była pierwszym niezawinionym kłopotem, który w ostatnim czasie dotknął naszego przewoźnika. Dla LOT-u wielkim ciosem było uziemienie w marcu 2019 r. boeingów 737 MAX. Maszyny przestały latać po tym, jak doszło do drugiej w ciągu kilku miesięcy katastrofy. W obu łącznie zginęło 346 osób. Do wypadków miał się przyczynić system wspomagający pilotowanie. Uziemienie "maksów” dla LOT-u okazało się bardzo kosztowne, bo firma chciała rozwijać siatkę średniodystansowych połączeń na bazie tego typu samolotów. Łącznie zamówiła ich 15, a po uziemieniu maszyn musiała się ratować o wiele droższym wynajmem samolotów zastępczych. Jak dotąd nie ma informacji, by spółce udało się uzyskać odszkodowanie za uziemienie maszyn. LOT na razie nie podaje wyników, ale Krzysztof Loga-Sowiński, redaktor branżowego portalu Pasażer, spodziewa się, że rok 2019 spółka skończyła stratą netto. Do tego w dużej mierze miały się przyczynić kłopoty z maksami. W okres pandemii przewoźnik wszedł już zatem w trudnej sytuacji.
Reklama
Eksperci nie mają wątpliwości, że bez pomocy publicznej wiele linii nie przetrwa kilku miesięcy wstrzymania lotów. Wielu przewoźników europejskich ma już zadeklarowaną pomoc od rządów, np. Lufthansa 9 mld euro, grupa Air France-KLM 11 mld euro, a Alitalia 3,5 mld euro. W przypadku LOT-u na razie nie ma w tej sprawie konkretów. Minister aktywów państwowych Jacek Sasin zadeklarował, że LOT otrzyma pomoc, ale najpierw spółka musi się zająć cięciem kosztów – przede wszystkim negocjacjami w sprawie obniżek rat za leasing samolotów. A te są ogromne – mają sięgać ponad 500 mln zł rocznie.