Kolej wyliczyła, że modernizacja dworców w Krakowie, Wrocławiu i stolicy będzie kosztowała prawie 100 mln euro. Tyle miała pochłonąć m.in. rozbudowa peronów, doprowadzenie do porządku poczekalni, sklepów, punktów usługowych i toalet, wprowadzenie nowych oznaczeń, które byłyby czytelne nie tylko dla Polaków, ale też dla gości z zagranicy, a także dostosowanie dworców do potrzeb niepełnosprawnych - pisze "Metro".
"100 mln euro to suma, za którą może nie wybudowalibyśmy dworców na miarę tego w Berlinie, ale na pewno byśmy się ich nie powstydzili przed kibicami, którzy przyjadą na mistrzostwa Europy w piłce nożnej - wyjaśnia Waldemar Grzyb, dyrektor spółki PKP Dworce Kolejowe.
Ale nawet 100 mln euro dla spółki to kwota nieosiągalna. Dlatego firma liczyła na to, że przynajmniej w połowie ten wydatek uda się pokryć z pieniędzy unijnych z programu infrastruktura i środowisko. Niestety. Na liście inwestycji dofinansowanych z kasy Wspólnoty, ogłoszonej przez minister rozwoju regionalnego, nie znalazł się ani jeden dworzec. Pieniądze zostały rozdysponowane pomiędzy 226 projekty związane z budową m.in. dróg, autostrad, portów morskich i lotnisk. PKP dostało za to dofinansowanie na modernizacje sypiących się torów.
"Dla nas to jest prawdziwy dramat, że wszystkie wnioski o dofinansowanie remontów dworców przepadły. Nie wiem, co teraz zrobimy, ale nie będę ukrywał, że w obecnej sytuacji gruntowne remonty dworców w miastach, które są gospodarzami mistrzostw Europy w piłce nożnej, stoją pod wielkim znakiem zapytania" - mówi Waldemar Grzyb. - Przecież naszym wielkim zmartwieniem było to, jak znaleźć 50 mln euro, które mieliśmy ewentualnie dołożyć do remontów. Miała się na to składać cała grupa PKP. 100 mln to już na pewno nie wysupłamy - dodaje.
Adrian Furgalski, ekspert od rynku kolejowego z Zespołu Doradców TOR: "Nie ma co liczyć na to, że kolej znajdzie prywatnych inwestorów. PKP w rozmowach biznesowych jest bardzo nieudolnym, a do tego odpychającym partnerem. Samo niewiele chce do interesu włożyć, za to zarabiać bardzo dużo".