Wszystkie polskie firmy węglowe zapowiadają, że w tym roku przyjmą do pracy aż 8 tysięcy ludzi - donosi "Rzeczpospolita". W największym górniczym przedsiębiorstwie w Europie - Kompanii Węglowej - czeka 4 tysiące miejsc pracy, W Jastrzębskiej Spółce Węglowej chcą przyjąć ponad 1,8 tysiąca osób, w Katowickim Holdingu Węglowym - ponad 1,5 tysiąca.
Problem jednak w tym, że młodzi ludzie nie mają ochoty kopać węgla pod ziemią za 1,2 tysiąca złotych miesięcznie. A tyle właśnie mogą zarobić absolwenci techników górniczych tuż po skończeniu nauki.
Czy receptą na brak rąk do pracy może być zatrudnienie kobiet na przodkach? Tylko pod warunkiem, że panie będą chciały podjąć się tak ciężkiej pracy. Bo inne ograniczenia lada moment znikną.
Mało kto wie bowiem, że do tej pory w Polsce nie wolno zatrudniać kobiet pod ziemią. Zabrania tego 45. Konwencja Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP). Ale rząd Donalda Tuska planuje wypowiedzieć ten dokument do końca maja 2008 roku - informuje dziennik "Polska".
Czyżby rząd chciał skazać panie na katorżniczą pracę? Nie, po prostu Konwencja jest sprzeczna z prawem Unii Europejskiej. "Zmieniły się warunki, normy bezpieczeństwa i higieny pracy oraz podejście do równego dostępu kobiet i mężczyzn do zatrudnienia" - tłumaczy Bożena Diaby z resortu pracy. W dodatku tę zmianę przepisów nakazał Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Bo uznał, że nie można zakazywać wykonywania pracy tylko ze względu na płeć.
Ale uwaga - panie na kopalnianych przodkach to w naszym kraju nie nowość. W czasach komunizmu kobiety fedrowały węgiel równo z mężczyznami. Tak było aż do 1958 roku. Wtedy w wypadku w kopalni rękę straciła Halina Karbowniak i władze zakazały kobietom pracować pod ziemią. Również wtedy Polska przyjęła 45. Konwencję MOP
Jednak i dzisiaj w kopalni można spotkać kobiety. W zakładach Kompanii Węglowej pracuje pod ziemią 19 pań, w Katowickim Holdingu Węglowym - 10. Ale zatrudnione są głównie w działach mierniczo-geologicznych.