Na przejętym na jesieni przez przedsiębiorstwo państwowe „Porty Lotnicze” lotnisku w Radomiu niebawem mają się zacząć wielkie inwestycje. Trwa m.in. projektowanie nowego terminala. PPL w marcu powtórzy przetarg na wydłużenie pasa startowego o 500 m. Za pierwszym razem okazało się, że zgłoszona cena aż o 200 mln zł przekroczyła kosztorys, który opiewał na 88 mln zł. Szef PPL Mariusz Szpikowski twierdzi, że po doprecyzowaniu warunków przetargu za drugim razem ceny powinny być niższe.
Według założeń rozbudowa portu do przepustowości 3 mln pasażerów pochłonie 425 mln zł i zakończy się jesienią 2020 r. Mariusz Szpikowski przekonuje, że inwestycja jest konieczna, bo Lotnisko Chopina w najbliższym czasie ma w coraz większym stopniu pełnić funkcję portu przesiadkowego i zabraknie tam miejsca dla czarterów i tanich linii. Mają się przenieść właśnie do położonego 100 km od Warszawy Radomia. PPL twierdzi, że dojazd do tego portu jest poprawiany. Duża część ekspresowej trasy S7 jest gotowa, a teraz zaczyna się budowa brakującego odcinka ze stolicy do Grójca. Finisz prac spodziewany jest wiosną 2021 r. i wtedy podróż ze stolicy do Radomia miałaby potrwać ok. godziny. W pierwszej połowie 2021 r. ma się też zakończyć przebudowa radomskiej linii kolejowej, a wówczas podróż pociągiem między obydwoma miastami skróci się z dwóch godzin do 75 minut. Do tego trzeba doliczyć czas na dotarcie do dworca PKP, a także z dworca na lotnisko.
Przewoźnicy buntują się przeciw przeprowadzce do Radomia. – To lotnisko nie ma sensu. Po pierwsze, znajduje się blisko zabudowy, a to ograniczy możliwości operacyjne. Trudno mi sobie wyobrazić, że dwa miliony naszych podróżnych, którzy teraz startują w ciągu roku z Okęcia, zgodzi się wylatywać z oddalonego o 100 km Radomia – mówi DGP Andrzej Kobielski, wiceprezes linii Enter Air, największego czarterowego przewoźnika na Lotnisku Chopina. Dodaje, że wbrew zapewnieniom PPL-u dojazd do Radomia wcale nie będzie łatwy. Przewiduje, że godzinę może potrwać przejazd samą ekspresówką, a łączny czas podróży wyniesie ok. dwóch godzin.
Kobielski przyznaje, że w przypadku konieczności wyprowadzki z Okęcia Enter Air wolałby przenieść się do Modlina, który znajduje się 40 km od centrum Warszawy. Dodaje jednak, że konieczna byłaby rozbudowa tego portu, bo teraz jego przepustowość jest niemal w pełni wykorzystana przez Ryanaira. Współpracujący z czarterami touroperatorzy także nie chcą opuszczać Okęcia. – Nie planujemy przenosić lotów do Radomia – mówi Edyta Romanowska, rzeczniczka Rainbow Tours. Też uważa, że lepszy byłby Modlin. – Jeżeli miałoby się okazać, że np. z powodów ograniczeń technicznych lotniska musimy poszukać nowej bazy wylotowej, to zdecydowanie wolelibyśmy Modlin. Turyści z Warszawy i okolic w sposób naturalny poszukują wylotów z najbliższych im lotnisk – zaznacza.
Ostrożniej wypowiadają się przedstawiciele Itaki. – Chcielibyśmy pozostać na Okęciu, ale zdajemy sobie sprawę, że kiedyś może zabraknąć tam dla nas miejsca. Analizujemy różne możliwości: Radom, Łódź i Modlin – usłyszeliśmy w firmie.
Szef tanich linii Wizz Air Jozsef Varadi przyznał kilka dni temu, że nie zamierza wynosić się z Okęcia, ale ze względu na ograniczenia tego lotniska przygląda się potencjałowi portów w Łodzi, Modlinie i Radomiu.
Tymczasem lotnisko w Modlinie rzeczywiście wymaga rozbudowy, ale od dłuższego czasu nie ma w tej sprawie zgody między udziałowcami. PPL nie zgodził się na wariant przedstawiony przez samorząd Mazowsza, który przewidywał emisję obligacji na 60 mln zł. Według szefa Okęcia ta kwota nie wystarczy na niezbędne inwestycje. Teraz marszałek województwa Adam Struzik chce, żeby władze regionu odkupiły udziały od PPL-u. Liczy też, że dołoży się do tego stolica.
Rząd nie wyklucza przymusowej wyprowadzki niektórych przewoźników z warszawskiego lotniska. W tym przypadku trzeba by wdrożyć procedurę tzw. administracyjnego podziału ruchu. Można by np. określić, że z portu im. Chopina mogą latać tylko linie, które realizują całoroczne połączenia poza Europę, a tego kryterium większość linii czarterowych by nie spełniła. Jak jednak podkreślają eksperci, taki administracyjny podział ruchu trudno będzie wdrożyć. Jak dotąd udało się to zastosować jedynie w ograniczonym zakresie na lotniskach wokół Mediolanu. Niedawno Komisja Europejska nie zgodziła się na wyrzucanie niektórych przewoźników z głównego lotniska w Amsterdamie. Według Brukseli naruszyłoby to zasady konkurencji.