"Moje służby pozostają w stałym kontakcie z polskimi władzami. Uważnie śledzę tę sprawę i poprosiłem inspektorów z mojego zespołu, aby w poniedziałek byli w Polsce i ocenili sytuację na miejscu" - poinformował unijny komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenis Andriukaitis, cytowany w oświadczeniu przesłanym przez KE.
Jak dodał, "obecnie priorytetem jest wykrywanie i wycofywanie z rynku wszystkich produktów pochodzących z tej rzeźni". "Wzywam państwa członkowskie, których to dotyczy, do podjęcia szybkich działań. Jednocześnie wzywam polskie władze, aby w trybie pilnym zakończyły swoje dochodzenie, podejmując wszelkie niezbędne środki w celu zapewnienia przestrzegania prawodawstwa UE, w tym zastosowania skutecznych, szybkich i odstraszających kar wobec sprawców takiego przestępczego zachowania, które mogłoby stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego i jest niedopuszczalnym traktowaniem zwierząt" - poinformował.
Tymczasem okazało się, jak poinformował w czwartek na konferencji prasowej szef słowackiej służby weterynaryjnej (SVPS) Jozef Biresz, że prawie 300 kg wołowiny z chorego bydła z Polski trafiło do restauracji i szkół na Słowacji. Powiedział on, że dostawy tej wołowiny otrzymały trzy przetwórnie we wschodniej części kraju i że jedna z nich nie ma licencji. Dodał, że trudno stwierdzić, czy przetwórnie importowały tę wołowinę ze względu na cenę, ale że z pewnością nie kierowały się jakością ani bezpieczeństwem.
Agencja TASR informuje, że Biresz przekazał te informacje władzom słowackiej służby zdrowia, która je obecnie analizuje. Biresz powiedział, że bardzo go niepokoi, iż to mięso trafiło do spożycia i że jadły je także dzieci. TASR podaje, że słowacki resort rolnictwa rozpoczął inspekcje zaraz po wybuchu skandalu. Minister rolnictwa Gabriela Mateczna oświadczyła, że słuszne było zainicjowanie kontroli "mimo faktu, że polskie władze twierdziły, iż ta wołowina nie była eksportowana do państw UE".
Chodzi o nielegalny ubój chorych krów, który został pokazany kilka dni temu w reportażu telewizyjnym TVN. Odbywał się on w nocy bez nadzoru weterynaryjnego w rzeźni w powiecie Ostrów Mazowiecka. Rzeźnia, w której dokonywano nielegalnego uboju została zamknięta, jej właściciel poniesie odpowiedzialność karną. Sprawą zajmuje się Policja i Prokuratura - poinformował GLW.
Mięso z nielegalnego uboju zastało przebadane na obecność substancji przeciw drobnoustrojów. Wyniki są korzystne. Mięso, które zostało zabezpieczone zostanie przekazane do utylizacji- powiedział Niemczuk.Listy dystrybucji są ustalone, towar jest wycofywany poprzez podmiot, który to wysłał - zaznaczył. Dodał, że mięso jest szybko wycofywane z handlu, a niektóre kraje już je przekazały do utylizacji.
W sumie z nielegalnego uboju pochodziło ok. 9,5 tony mięsa, z czego 2,7 ton sprzedano za granicę. Poinformował, że mięso pochodzące z rzeźni w Ostrowi Mazowieckiej było rozbierane w dwóch zakładach: w województwie mazowieckim i małopolskim, a następnie trafiło do więcej niż 20 punktów w kraju. Jeżeli chodzi o zagranicę, to wysłano je do: Finlandii, Węgier, Estonii, Rumunii, Szwecji, Francji, Hiszpanii, Litwy, Portugalii, Słowacji - wyliczał główny lekarz weterynarii.
Potwierdził, że mięso to zostało zgłoszone do europejskiego systemu ostrzegania RASFF. Poinformował, że rozmawiał na temat tego zdarzenia w tym tygodniu w Brukseli podczas spotkania szefów weterynarii z krajów UE i zapewnił, że był to incydentalny przypadek, a polską żywność jest bezpieczna. Niemczuk zapewnił, że mięso na półkach w sklepach w Polsce jest bezpieczne, co gwarantuje nadzór Inspekcji Weterynaryjnej oraz Inspekcji Sanitarnej.
Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas poinformował, że nie ma zagrożenia dla zdrowia ludzi, gdyż nie ma zagrożeń biologicznych i spokojnie możemy zjadać wołowinę i przetwory mięsne. Niemczuk poinformował, że zlecił przeprowadzanie kontroli w rzeźniach w całym kraju, będą one niezapowiedziane. Zaznaczył, że rzeźnia, która chce przeprowadzić ubój ma obowiązek zgłosić ten fakt do powiatowego lekarza weterynarii, w przeciwnym razie takie ubój jest nielegalny.
Szef weterynarii mówił także, że kierowana przez niego Inspekcja zwróciła się do policji gospodarczej o pomoc w wykryciu autorów ogłoszeń, jakie pojawiają się w internecie odnoście skupu chorych zwierząt, które nie nadają się do uboju. Dodał, że wykrycie takiego procederu jest trudne dla Inspekcji, bo ogłoszenia te szybko znikają.
Niemczuk poinformował, że Inspekcja Weterynaryjna zaproponowała zmianę przepisów, by uszczelnić nadzór poprzez wprowadzenie stałego monitoringu w zakładach ubojowych. Będzie on polegał na zainstalowaniu kamer w miejscu przyjęcia zwierząt. Zapytany przez media, kiedy takie przepisy wejdą w życie odpowiedział, że zostaną one wpisane do obecnie procedowanej przez parlament ustawy o ochronie zwierząt. M.in. chodzi o przechowywanie nagrań z monitoringu przez okres trzech miesięcy.