Z ustaleń NIK wynika, że fala płonących składowisk, która w ostatnich tygodniach przetacza się przez Polskę, to tylko wierzchołek naszych problemów z odpadami. Izba przestrzega: jeżeli nie zmienimy dotychczasowego kursu, nie tylko będziemy dalej zatruwać środowisko tysiącami ton niezutylizowanych odpadów, ale też nie unikniemy kolizji z UE. A ta wystawi nam rachunek za śmieciowy bałagan, z którymi nie możemy się uporać już kolejny rok z rzędu. Bo mimo szeregu reform wciąż nie udało się nam wyeliminować licznych patologii, które oddalają nad od wyśrubowanych unijnych celów recyklingu.

Reklama

Zgodnie z nimi do 2020 r. państwa członkowskie powinny odzyskiwać 50 proc. papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła. Szkopuł w tym, że jeszcze niedawno nie byliśmy nawet w połowie drogi. Wskaźnik odzysku surowców wtórnych w 2014 r. wyniósł bowiem tylko 21 proc. – zauważa NIK. I obawia się, że bez radykalniejszych zmian nie zrealizujemy postawionego nam celu, przez co zawiśnie nad nami groźba kar, podobnie jak ma to miejsce w przypadku wieloletniego łamania norm czystości powietrza.

Gdy w tabelkach brakuje ton odpadów...

Co zdaniem NIK stoi więc na przeszkodzie, byśmy wspięli się na recyklingowe wyżyny? Problem zaczyna się już na najniższym, samorządowym szczeblu – wskazuje Izba. W toku ostatniej kontroli wzięła pod lupę 22 gminy (10 miejsko-wiejskich, 6 miejskich i 6 wiejskich) z woj. dolnośląskiego, kujawsko-pomorskiego, lubelskiego, małopolskiego, mazowieckiego i podlaskiego.

Reklama

Izba ustaliła, że w co drugiej gminie zawiodła sprawozdawczość, a nadzór nad firmami odbierającymi odpady i ich ewidencja nie działały prawidłowo. Innymi słowy, samorządy nie wiedziały dokładnie, ile śmieci odbierano od mieszkańców i co się z nimi dalej działo.

Co prawda od stycznia 2016 r. do 30 września 2017 r. pracownicy kontrolowanych gmin oraz spółek gminnych przeprowadzili łącznie ponad 26 tys. kontroli przestrzegania przepisów ustawy o czystości i porządku w gminach. Przy czym, w przeważającej większości przypadków (97,8 proc.), urzędnicy pukali do drzwi właścicieli nieruchomości, a nie siedzib firm odbierających odpady.

W wyniku kontroli nałożyli też kary w wysokości ponad 550 tys. zł. I co ciekawe praktycznie wszystkie z nich obciążały przedsiębiorców, czyli de facto jedynie 2,2 proc. skontrolowanych przypadków. W czterech gminach kontroli w ogóle nie było.

NIK zauważa przy tym, że wszystkie skontrolowane gminy wywiązały się z obowiązku złożenia corocznego sprawozdania z gospodarowania odpadami komunalnymi, które trafia do marszałka województwa i inspektora ochrony środowiska. Rzecz w tym, że co drugie z nich było sporządzone nierzetelnie. Co zawiodło? Zabrakło przede wszystkim staranności urzędników, którzy słabo lub wręcz w ogóle nie weryfikowali danych dot. Ilości odbieranych odpadów firm – wskazuje NIK.

W praktyce oznacza to, że nie sprawdzano, czy opłacane z pieniędzy mieszkańców, wyłonione przez gminy firmy odbierające śmieci rzeczywiście wywoziły ich takie ilości, za jakie pobierały opłaty, a także co z nimi później robiły i czy osiągnęły określony poziom recyklingu.

Reklama

Lista grzechów w skontrolowanych samorządach jest dłuższa. NIK ustaliła, że w gminnych analizach brakowało nie tylko informacji o ilości wytwarzanych odpadów, ale też liczbie mieszkańców i kosztach unieszkodliwiania odpadów.

Za niechlubny przykład NIK podaje gminę Lesznowola, gdzie w analizach za lata 2015 i 2016 nie zgadzały się dane dot. liczby mieszkańców (w sprawozdaniu były wyższe niż w ewidencji ludności) oraz koszty funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami (w analizach były wyższe niż w sprawozdaniach z wykonania budżetu gminy). W dokumentach tych nie uwzględniono też informacji o potrzebach inwestycyjnych związanych z gospodarowaniem odpadami – wskazuje NIK.

Gdy biurokracja podkopuje też finanse

Izba zwraca uwagę, że obowiązki sprawozdawcze to nie tylko wypełnianie tabelek. Bowiem od jakości zebranych przez gminy informacji zależy jak dobre rozeznanie w sytuacji na rynku będą mieć też organy na wyższych szczeblach (np. Minister środowiska i Główny Inspektor Ochrony Środowiska).

To jednak tylko jedna strona medalu. W ocenie NIK braki w ewidencjach i niewywiązywanie się z procedur ma też bardziej wymierny skutek i mocno rzutuje na stronę finansową stronę gminnej gospodarki odpadami. Mówiąc wprost, jest to jeden z kluczowych powodów, dlaczego system ten jest nieszczelny, a koszty i zyski zwyczajnie się nie spinają. Problem ten, jak ustalił NIK, dotyczył 12 z 22 skontrolowanych gmin. Co więcej, ich deficyt zwiększył się aż o 87 proc. na przestrzeni 1 roku z 25,7 mln zł w 2015 r. do 48 mln zł w 2016 r.

- Niesporządzenie bądź nierzetelne sporządzenie analizy może znacznie utrudnić lub wręcz uniemożliwić dokładne ustalenie i porównanie kosztów funkcjonowania systemu, który powinien być finansowany z opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi – przekonuje Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.

Tymczasem, jak ustalił NIK, połowa skontrolowanych samorządów miała kłopot z określeniem właściwej liczby osób zobowiązanych do płacenia za gospodarowanie odpadami. Co więcej, w niektórych gminach weryfikację obowiązku złożenia deklaracji opierano wyłącznie na danych zawartych w rejestrze meldunkowym oraz dostępnych ewidencjach nieruchomości i ludności. W praktyce oznacza to, że nie sprawdzano, czy nieruchomość jest faktycznie zamieszkana i czy wytwarzane są tam odpady.

Problemem były też niekiedy zbyt opieszałe reakcje samorządów na uchylanie się mieszkańców od uiszczania opłat. Najdobitniej świadczy o tym przykład Warszawy i Łomży, gdzie brak skuteczności w egzekwowaniu należności był najbardziej widoczny.

W Warszawie postępowania były wszczynane ze znaczną zwłoką, nawet po trzech latach po upłynięciu terminu na złożenie deklaracji (w przypadku jej braku) lub powzięcia wątpliwości co do danych w deklaracji złożonej. Niestety, także wszczęte postępowania aż do wydania decyzji prowadzono opieszale. W Łomży natomiast postępowania wszczynano niezwłocznie, a opieszałość dotyczyła postępowań w celu wydania decyzji (trwały średnio 67 dni, a najdłuższe nawet 159 dni) – czytamy w raporcie.

NIK podkreśla przy tym, że nie chodzi tu o małe kwoty, bo zaległości z tytułu opłat za gospodarowanie odpadami w 22 gminach objętych wyniosła na koniec I półrocza 2017 r. ponad 49 mln zł. Przy czym największe zaległości mają duże miasta, w szczególności Wrocław i Warszawa (odpowiednio ponad 21 mln i ponad 12 mln).

Izba zwraca też uwagę, że jakkolwiek we Wrocławiu, dzięki skutecznym działaniom windykacyjnym, zaległości stale się zmniejszają, to np. w Warszawie problemem jest skuteczność takich działań. W dwóch warszawskich dzielnicach (Mokotów i Wawer) kontrola wykazała, że upomnienia do dłużników wysyłane były w terminach od 11 dni do ponad 4 lat od powstania zaległości. Tytuły wykonawcze wystawiano natomiast od 15 do nawet 878 dni od terminu zapłaty wskazanego w upomnieniu – wylicza NIK.

Niemal powszechną i naganną praktyką, nie tylko w Warszawie ale i w innych gminach, było wysyłanie upomnień lub wystawianie tytułów wykonawczych zbiorczo, w określonych odstępach czasu (np. raz do roku lub raz na kwartał), zamiast bezpośrednio po powstaniu zaległości – wskazuje NIK.

Samorządowcy – jak podaje NIK - usprawiedliwiali ten stan m.in. szczególną specyfiką opłat za gospodarowanie odpadami, znaczną liczbą kontrahentów w tych dzielnicach oraz brakami kadrowymi.

Nasz polski śmietnik powszechny

Z ustaleń NIK wynika też, że samorządy – mimo szeregu reform – toczą ciągłą wojnę z przestępcami, którzy porzucają śmieci np. w lasach, czy innych miejscach do tego nieprzeznaczonych, tworząc tym sposobem tzw. dzikie wysypiska. Izba wyliczyła, że tylko od 1 stycznia 2015 r. do końca czerwca 2017 r. na terenie 13 z 22 skontrolowanych gmin wykryto ich prawie 5,7 tys. Najwięcej w Krakowie (3 056) i Warszawie (1 530).

Co prawda, lokalnym władzom udało się zlikwidować niemal wszystkie z nich.Nie obyło się to jednak bez trudności i kosztów. Pozbycie się zalegających i „bezpańskich” śmieci (było to ok. 15,5 tys. ton) kosztowało gminy ponad 5,5 mln zł.

NIK zauważa jednak, że działania gmin w celu wykrycia i likwidacji takich miejsc nie zawsze były skuteczne. Przykładem jest m.in. miasto i gmina Wiązów. W okresie objętym kontrolą było tam niezmiennie pięć „dzikich wysypisk”, które mimo podejmowanych wysiłków nie zostały trwale zlikwidowane. Zalegały na nich gruz, kamienie, popiół, tworzywa sztuczne, szkło, łącznie od 80 do 180 ton – zwraca uwagę NIK.

Izba podkreśla przy tym, że walka z osobami, które przywożą w te miejsca odpady, bezdyskusyjnie nie jest łatwym zadaniem. Gminy powinny jednak ciągle obserwować takie miejsca z wykorzystaniem wszystkich możliwych środków technicznych jak i służb – przekonuje NIK.

Źródło: Raport NIK "Realizacja zadań gminy w zakresie zagospodarowania odpadów komunalnych"