W opracowaniu "Ocena sytuacji branży hodowli zwierząt futerkowych i jej wpływu na polską gospodarkę" napisano, że roczne obroty w światowym przemyśle futrzarskim szacowane są w cenach detalicznych na ok. 30-40 mld dolarów. Polska (po Chinach) stała się w ostatnich kilku latach trzecim co do wielkości producentem skórek futrzarskich na świecie. Trwa spór na temat znaczenia produkcji skórek zwierząt futerkowych dla polskiej gospodarki.

Reklama

Zgodnie z obliczeniami zawartymi w raporcie polska branża hodowli zwierząt futerkowych odpowiada za 0,08 proc. PKB, 0,16 proc. polskiego eksportu, a jej udział w finansach publicznych (podatkach i składkach) wynosi 0,014 proc. W odniesieniu do rynku pracy stanowi 0,03-0,06 proc.

Wskazano, że dynamiczny rozwój hodowli zwierząt futerkowych w Polsce nastąpił względnie niedawno - w ostatniej dekadzie - to organizacje hodowców starają się przedstawić branżę, jako dobrze zakorzenioną w polskiej ekonomii, o zasadniczej roli - jeżeli nie dla całej gospodarki, to przynajmniej dla rolnictwa. Tymczasem - jak napisano - patrząc na polską hodowlę zwierząt futerkowych przez pryzmat jej pozycji w całym łańcuchu produkcji futrzarskiej, przyrost wartości dodanej branży jest wyjątkowo mały.

"Polska jest ostatecznie - choć jednym z największych na świecie - tylko producentem surowca na eksport, nie odgrywając w zasadzie żadnej roli ani w pośrednictwie sprzedaży surowych skórek zwierząt futerkowych, ani w produkcji odzieży futrzanej, ani - co najważniejsze - w jej światowym handlu hurtowym i detalicznym" - podkreślono.

Zgodnie z raportem, wartość skórki to przeciętnie 12,5 proc. wartości produktu gotowego. W najbardziej dochodowej wersji tzw. fashion fur (1 proc. całkowitego obrotu futrami) udział ten spada do zaledwie 5 proc. Wartość dodana rośnie zatem wraz z kolejnymi etapami produkcji futrzarskiej, w Polsce jednak branża koncentruje się tylko na pierwszym ogniwie - hodowli i uboju zwierząt.

W dokumencie napisano, że polscy hodowcy podkreślają przede wszystkim rolę eksportu w hodowli zwierząt futerkowych - w 2016 r. wyniósł on, wg GUS, ok. 1,3 mld zł.

"Przy całkowitym eksporcie wynoszącym 803,5 mld zł jest to jednak względnie niewiele - ok. 0,16 proc. Nawet w stosunku tylko do eksportu polskiego rolnictwa (produkty pochodzenia zwierzęcego i żywiec - 30,8 mld zł, produkty pochodzenia roślinnego - 19,2 mld zł) czy przemysłu spożywczego (53,7 mld zł), skóry futerkowe nie zajmują tu szczególnie eksponowanego miejsca, choć na pewno nie są pozbawione znaczenia" - przyznaje raport.

Reklama

Zauważono, że w praktyce polski eksport skór futerkowych jest kontrolowany przez kanadyjski, amerykański, holenderski i duński kapitał, a kluczowe miejsce ma pozycja North American Fur Auctions (NAFA).

"Inaczej mówiąc, polska eksportowa produkcja skór futrzanych powiela najgorsze wzorce wymiany handlowej, kiedy wielokrotnie w przeszłości jako kraj byliśmy dostarczycielem na rynki światowe tylko surowców lub półfabrykatów. Tego typu produkcja była zależna od wielkich korporacji i międzynarodowych giełd" - ocenia raport.

Dla porównania podano przykład Włoch, które są europejskim potentatem w produkcji gotowej odzieży futrzanej. Choć w kraju tym funkcjonuje tylko 30 ferm zwierząt futerkowych z obsadą liczącą ok. 0,16 mln norek, Włosi eksportują na światowe rynki (w dużej mierze do Rosji i Chin) gotową odzież futrzaną o wartości ponad 353 mln euro rocznie.

"Stanowi to zupełne odwrócenie struktury, jaka istnieje w Polsce, gdzie podaje się, że istnieją 1144 fermy (w tej liczbie ujęta jest też przyzagrodowa hodowla królików, realnie zatem ferm jest mniej - ok. 730), których produkcja osiąga 8,5 mln norek, ale eksport produktów gotowych to raptem 3,2 mln euro" - wskazano.

W części poświęconej wpływowi branży futrzarskiej na rynek pracy, raport polemizuje z danymi Instytutu Przedsiębiorczości i Rozwoju w 2017 r., zgodnie z którymi zatrudnienie w branży hodowli zwierząt futerkowych wynosi 13 tys. osób, a pośrednio ma ona przysparzać dochód dla minimum 40 tys. osób pracujących w firmach powiązanych z hodowlą zwierząt futerkowych.

Wyjaśniono, że na przykład w Danii branża hodowli zwierząt futerkowych daje zatrudnienie bezpośrednio ok. 6000 osobom, w tym 1500 właścicielom ferm, przy blisko dwukrotnie większej niż w Polsce liczbie trzymanych zwierząt i 1533 fermach.

"W świetle tych danych możemy przyjąć, że polskie fermy futrzarskie oferują najprawdopodobniej nie więcej niż 3000-4000 miejsc pracy. Nie można wykluczyć, iż mamy tu do czynienia także z dużą rotacją pracowników. Podawane zatem przez niektóre polskie źródła zatrudnienie wydaje się ewidentnie przeszacowane" - napisano.

W dokumencie zwrócono uwagę na zatrudnienie obywateli Ukrainy na fermach. Autorzy raportu przyznali, że dokładne dane dotyczące tego, jaka część zatrudnionych to obcokrajowcy, nie są znane, niemniej w prasie za wschodnią granicą (czy na ukraińskojęzycznych portalach internetowych) można łatwo znaleźć ogłoszenia o pracy na polskich fermach. Gdyby potwierdziły się dane o znacznym zatrudnieniu Ukraińców na fermach, byłby to kolejny argument przeczący obliczeniom świadczącym o tym, iż branża ta generuje istotną wartość dodaną dla polskiej gospodarki. Pracownicy z Ukrainy wydają bowiem w Polsce tylko ok. dwie trzecie swoich zarobków.

"Polska branża hodowli zwierząt futerkowych znajduje się obecnie w apogeum swojego rozwoju. Kolejne lata będą dla hodowców w najlepszym razie okresem ruchu bocznego i stabilizacji, lub coraz bardziej dramatycznej walki o utrzymanie poziomu produkcji i rentowności przy rosnących kosztach. Regularnie powracająca dyskusja o wprowadzeniu daleko idących restrykcji ustawowych wpisuje się w ten nieunikniony proces ekonomiczny, raczej wzmacniając go niż +bezdusznie+ czy bezsensownie – jak sugerują właściciele ferm – przerywając dobrą koniunkturę" - podsumowano.

W raporcie zaznaczono, że opracowanie zostało sfinansowane ze środków Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Przyznano, że głównym celem opracowania była krytyczna ocena wpływu na polską gospodarkę branży hodowli zwierząt futerkowych. "Dla zapewnienia rzetelności naukowej ZOBSiE prowadziło badania niezależnie, a strony trzecie nie miały możliwości ingerowania w treść raportu" - podkreślają autorzy raportu.