Dzięki ograniczeniu handlu w niedziele polskie dzieci będą się lepiej uczyć i staną się zdrowsze. Wzmocnią się więzy społeczne, w rodzinach rzadziej będą zdarzały się konflikty, zwiększy się popyt na usługi turystyczne, kulturalne i sportowe. Takie między innymi efekty wprowadzenia ograniczeń sprzedaży przedstawił rząd w swoim stanowisku do obywatelskiego projektu w sprawie zakazu handlu. Solidarność, która przygotowała projekt, w swoim uzasadnieniu dorzuca jeszcze m.in. możliwość uczestnictwa w wydarzeniach religijnych i kulturalnych, ograniczenie stresu związanego z pracą w weekendy oraz ryzyka wystąpienia chorób (w tym psychicznych), a także wzrost konkurencyjności w branży handlowej, który spowoduje spadek cen towarów. Niedziela po wprowadzeniu zakazu handlu powinna być więc dniem przyjaznych relacji, skupienia na rodzinie i życiu duchowym, a nie na konsumpcjonizmie.
Tyle założenia, ale przecież szczęścia i społecznej harmonii nie da się zadekretować. Pewne jest jedynie to, że ograniczenie niedzielnego handlu będzie miało nie tylko skutek ekonomiczny, lecz także społeczny. Przez ostatnie trzy dekady Polacy przyzwyczaili się do robienia zakupów w niedziele, więc po wprowadzeniu ograniczeń powstałą w ten sposób próżnię trzeba będzie jakoś zapełnić. Niekoniecznie w sposób, jaki kreują wnioskodawcy zakazu lub politycy. Człowiek to nie maszyna, którą da się zaprogramować poprzez jeden zakaz, nawet jeśli będzie miał on istotny wpływ na przyzwyczajenia i codzienne życie Polaków.
Absurdalne jest założenie, że wprowadzenie obostrzeń w handlu automatycznie zacieśni więzy rodzinne lub spowoduje, że dotychczasowi klienci sklepów zamiast do supermarketu pójdą do kościoła – uważa prof. Janusz Czapiński z Instytutu Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, współautor Diagnozy Społecznej.
Kto zatem najbardziej odczuje skutki zakazu? Czy zmieni się sposób spędzania wolnego czasu? Czy zwiększy się aktywność obywateli na innych polach?
Reklama

Wielka pustka

Trudno już dziś oceniać skutki wprowadzenia zakazu, bo wkraczamy na nieznany teren. Nie wiemy, czy Polacy zaakceptują ograniczenia, bo w tym zakresie jesteśmy raczej narodem o mentalności śródziemnomorskiej – reagującym spontanicznie i nielubiącym zakazów. Nie wiemy, jaką rolę odegra Kościół, jak na zmiany zareagują sektory handlu i usług. Ale jasne jest to, że początkowo konsumenci będą odczuwać pustkę – wskazuje prof. Juliusz Gardawski, dyrektor Instytutu Filozofii, Socjologii i Socjologii Ekonomicznej Szkoły Głównej Handlowej.
Potwierdzają to liczby. Z badań TNS Polska przeprowadzonych w 2016 r. wynika, że 74 proc. Polaków robi zakupy w niedziele, a 54 proc. odwiedza sklepy w niedziele przynajmniej raz w miesiącu. Z kolei 22 proc. respondentów nigdy nie kupuje w dni świąteczne. W porównaniu z 2004 r. wzrósł odsetek osób odwiedzających sklepy w niedziele i święta z dużą częstotliwością, a zmalał tych, którzy nie kupują w takie dni. Jednocześnie zdaniem 51 proc. respondentów wprowadzenie zakazu handlu w co drugą niedzielę spowoduje chaos, korki i kolejki w soboty poprzedzające niedziele z zakazem handlu. Z kolei 46 proc. osób uważa, że obostrzenia handlu spowodują ograniczenie dostępu do kin, restauracji i usług zlokalizowanych w centrach handlowych. Z perspektywy interakcji społecznych ma to istotne znaczenie. Przez ostatnie trzy dekady Polacy nie tylko przyzwyczaili się do robienia zakupów w niedziele, lecz także do zmiany funkcji placówek handlowych. Klientom zależy nie tylko na nabywaniu towarów, ale często również usług, bo w centrach handlowych działają np. wspomniane kina i restauracje oraz zakłady fryzjerskie, kluby fitness, parki rozrywki dla dzieci. Dla części osób odwiedziny w nich to forma spędzania wolnego czasu (często dla całych rodzin), dla innych – okazja do dokonania większych zakupów, na które nie ma się czasu od poniedziałku do piątku (np. wyposażenia domu). Z tych przyczyn 44 proc. respondentów wspomnianego badania uznało, że wprowadzane obostrzenia odbiorą im możliwość wyboru formy spędzania wolnego czasu z rodziną oraz utrudnią robienie dużych zakupów. Być może dlatego większość Polaków (76 proc.) popiera wprowadzenie dwóch niedziel w miesiącu wolnych dla pracowników handlu bez konieczności zamykania sklepów (poselski projekt w tej sprawie wpłynął do Sejmu, ale wobec przyjęcia ustawy ograniczającej handel nie ma on szans na uchwalenie). Istotne znaczenie ma w tym zakresie także miejsce zamieszkania.
Obostrzenia w handlu w większym stopniu mogą odczuć mieszkańcy dużych miast, bo tylko w większych ośrodkach miejskich funkcjonują centra handlowe oferujące nie tylko możliwość zrobienia zakupów, ale też dodatkowe usługi, w tym te umożliwiające spędzanie wolnego czasu. W małych miejscowościach sklepy także są tradycyjnym miejscem spotkań mieszkańców, ale one będą mogły być nadal otwarte w niedziele, jeśli za ladą stanie sam właściciel – tłumaczy prof. Dorota Majka-Rostek z Zakładu Socjologii Płci i Rodziny Uniwersytetu Warszawskiego.
Takie tendencje znajdują potwierdzenie w badaniach, z których wynika, że zakupy w niedziele realizuje aż 80 proc. mieszkańców wielkich miast (powyżej 500 tys. mieszkańców). Może to wynikać nie tylko z większej dostępności do wielkich centrów handlowych, lecz także z rytmu życia. W większych miastach więcej czasu zajmuje dojazd do i z pracy, częściej też wykonuje się swoje obowiązki pracownicze w niestandardowych godzinach. A to sprzyja odkładaniu zakupów na weekend. W niedzielę rzadziej robią je mieszkańcy mniejszych miast, a najrzadziej ci mieszkający na wsi (ale i tak nie jest to niski wskaźnik – 69 proc.).
Poczucie istotnej zmiany w codziennym życiu w związku z ograniczeniem handlu może też zależeć od innych czynników, w tym przede wszystkim wieku. Dla osób młodych zatrudnienie przy sprzedaży jest jednym z najczęstszych sposobów na rozpoczynanie kariery zawodowej. Dodatkowo umożliwia ono także np. dorabianie na studiach, bo praca w handlu jest jedną z nielicznych profesji, która daje możliwość wykonywania obowiązków jedynie w weekendy. Po zmianach możliwość takiego zatrudnienia zostanie ograniczona. Dodatkowo zakaz niedzielnego handlu w największym stopniu wpłynie na przyzwyczajenia osób młodych, bo teraz to właśnie one najczęściej odwiedzają sklepy w niedziele. W ten dzień zakupy robi aż 87 proc. osób w wieku 18–29 lat (najrzadziej osoby powyżej 60 lat – 54 proc.).
Z badań wynika, że zakupy i wizyty w centrach handlowych to dla części młodych element stylu życia. Nastolatki mają nawet internetowe przyjaciółki, z którymi nie widują się na co dzień, lecz spotykają jedynie w weekend w galeriach handlowych. To właśnie osoby młode, a nie np. rodziny, najbardziej odczują ograniczenie niedzielnego handlu – wyjaśnia prof. Majka-Rostek.

Wielkie lenistwo

Skoro ustawowe obostrzenia sprzedaży w praktyce mają doniosłe znaczenie społeczne, to oczywiście warto zadać pytanie o następstwa takiej zmiany przepisów. Dotychczasowe wizyty w sklepach trzeba będzie zastąpić innego rodzaju aktywnością. – Na pewno otworzy się przestrzeń dla sektora usług. Skoro prowadzenie handlu będzie ograniczone, to zwiększy się popyt na inne formy spędzania wolnego czasu. W praktyce jednak pojawiają się wątpliwości co do tego, kto miałby takie usługi dostarczać. Samorządy mogą organizować np. imprezy kulturalne, ale najczęściej nie mają one wystarczających środków, aby robić to bardzo często. Podobny problem dotyczy organizacji non profit. Pozostają więc usługi oferowane przez sektor prywatny, ale w tym przypadku należy pamiętać, że Polska to nie Niemcy lub Francja. Wielu osób nie stać np. na wizyty w restauracjach lub innych obiektach usługowych – tłumaczy prof. Gardawski.
Dotyczy to w szczególności rodzin. Dla singla lub singielki korzystanie z płatnych usług oznacza koszt jednego biletu wstępu na koncert, do muzeum, teatru, kina lub cenę za posiłek w restauracji lub kawiarni. W przypadku budżetu rodzinnego wydatki te trzeba pomnożyć przez większą liczbę osób. Zdaniem ekspertów nie oznacza to jednak, że po wprowadzeniu ograniczeń w handlu rodziny zachowają się zgodnie ze scenariuszem kreowanym przez polityków.
Wprowadzanie zakazu sprzedaży jest wyraźnie podbudowane tradycyjnym wzorem funkcjonowania rodziny. Założono, że w niedziele jej członkowie o godz. 11 udają się do kościoła na mszę, o godz. 13 jedzą wspólny obiad i ewentualnie o godz. 16 pójdą na spacer. Ten idealny z punktu widzenia wnioskodawców i polityków model niekoniecznie występuje jako typ dominujący w społeczeństwie – tłumaczy prof. Majka-Rostek. Jej zdaniem obostrzenia wymuszą zmianę przyzwyczajeń, ale nie poprawią relacji wewnątrzrodzinnych. – Wprowadzenie jednego dnia bez zakupów w tygodniu nie oznacza, że ojcowie w niedzielę zabiorą dzieci na boisko i będą z nimi grać w piłkę, a matki nagle poczują potrzebę przeprowadzania pogłębionych rozmów z bliskimi. Nie sądzę nawet, aby wpłynęły one na ograniczenie konsumpcjonizmu. Jako odbiorcy wszechobecnych reklam wciąż będziemy przekonywani, że mamy nabywać, kupować, testować. Zamknięcie sklepów w niedzielę tego nie zmieni – dodaje.
Podobnie uważa prof. Czapiński. – Zakaz handlu nie poprawi więzi rodzinnych. Bardziej prawdopodobnym skutkiem wprowadzenia ograniczeń jest to, że rodziny zyskają dodatkowy czas na oglądanie telewizji. Pamiętajmy, że ewentualne zakupy w niedziele zajmowały jedynie około 2–3 godzin. To nie jest na tyle długi czas, aby zmiana formy jego spędzania w istotny sposób zmieniła jakość życia rodzinnego. Zapewnienia, że po wprowadzeniu zakazu będzie ono kwitło, są tylko pustymi słowami – wskazuje.
Twierdzenia te mają potwierdzenia w badaniach. Z tych opublikowanych w tym roku przez GUS wynika, że ponad 80 proc. Polaków codziennie ogląda telewizję (w tym ponad 30 proc. do 2 godzin dziennie i prawie tyle samo 2–4 godziny; co piąta osoba przeznaczała na to ponad 4 godziny). To zdecydowanie najpopularniejsza forma spędzania wolnego czasu. Dla porównania relaks na świeżym powietrzu – ale już tylko co najmniej raz w miesiącu – wskazało trzech na czterech respondentów, a 60 proc. – odwiedziny lub przyjmowanie u siebie członków rodziny (także co najmniej raz w miesiącu). Jednocześnie 53 proc. Polaków nie uprawia jakiegokolwiek sportu, co piąta osoba nikogo nie odwiedzała ani nie zapraszała do siebie lub robiła to bardzo rzadko (najwyżej trzy razy w roku). Niewielką popularnością cieszy się uczestnictwo w kulturze poza domem. Co najmniej raz w roku do kina chodziła niewiele ponad połowa badanych (51 proc.), a przynajmniej raz w miesiącu co jedenasty (9 proc.). Do teatru i na koncerty chociaż raz w roku chodziło 31 proc. mieszkańców Polski (przy czym tylko 2 proc. co najmniej raz w miesiącu). Trudniej jest jednak ustalić, które z wymienionych aktywności obecnie najczęściej są realizowane w niedziele. Ostatnie badanie w tym zakresie przeprowadzono w 2010 r. (CBOS). Wówczas najbardziej rozpowszechnionym sposobem spędzania wolnego czasu w soboty i niedziele było oglądanie telewizji (wskazało go 52 proc. badanych). 36 proc. osób angażowało się w życie rodzinne, 27 proc. siedziało, leżało, odpoczywało, a 22 proc. wysypiało się (można było wskazać kilka sposobów spędzania wolnego czasu). Mniej niż co piąty respondent wskazał wizyty w kościele i odmawianie modlitw, co ósmy – wycieczki za miasto, a co dziewiąty – uprawianie sportu.
Eksperci zgadzają się też co do tego, że wprowadzenie zakazu nie zwiększy automatycznie uczestnictwa Polaków w trzecim sektorze, czyli np. stowarzyszeniach, kołach zainteresowań, wspólnotach lokalnych lub działalności charytatywnej. Bo jeśli ktoś rzeczywiście ma potrzebę i motywację do takich działań, to je podejmuje bez względu na to, czy w niedziele ogranicza mu się inne sposoby spędzania czasu. Z raportu Stowarzyszenia Klon/Jawor wynika, że w 2013 r. aktywny społecznie był łącznie co trzeci Polak, przy czym 18 proc. realizowało wolontariat formalny (działanie na rzecz organizacji lub grup społecznych), 27 proc. angażowało się w wolontariat nieformalny (udzielanie się na rzecz swojego otoczenia, w tym również osób spoza rodziny), a 9 proc. – w działania na rzecz Kościoła lub związku wyznaniowego.
W tym miejscu nie można jednak pominąć innego poważnego skutku wprowadzenia zakazu handlu w niedziele. Osobom zatrudnionym w handlu – czyli według GUS 2 mln pracowników – ustawowy zakaz umożliwi zupełnie odmienne spędzanie niedziel niż dotychczas (o ile do tej pory pracowały w takie dni). Oczywiście również one mogą poświęcić niedzielę na oglądanie telewizji, a nie pogłębianie więzi rodzinnych lub uczestniczenie w nabożeństwach religijnych, ale faktem jest, że nowe przepisy dadzą im prawo wyboru, którego do tej pory często były pozbawione. To jedna z najważniejszych społecznych konsekwencji wprowadzenia ustawowych ograniczeń. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy sytuacja finansowa takich osób pozwoli im na odpoczywanie w niedzielę, czy też jednak zmusi niektórych zatrudnionych do poszukania innych płatnych zajęć do wykonania w ten dzień. Symptomatyczne mogą być w tym zakresie wyniki badań (TNS z 2016 r.), z których wynika, że 40 proc. pracowników handlu, którzy obecnie wykonują obowiązki także w niedziele, jest przeciwna wprowadzeniu zakazu sprzedaży w te dni.

Wielki spokój

O tym, jak bardzo zakaz niedzielnego handlu wpłynie na codzienne życie Polaków, zdecyduje też sam tryb wdrażania i zakres zmian. Obostrzenia będą wprowadzane etapowo (przez niecałe dwa lata), więc konsumenci będą mogli stopniowo przyzwyczaić się do zmian. A to oznacza, że choć od czasów zaborów zakazy w Polsce traktowane są jak formy państwowej represji, to jednak w tym przypadku społeczny opór może być mniejszy. – Nie sądzę, aby z powodu wprowadzania ograniczeń handlu ktokolwiek protestował na ulicach. Początkowo konsumenci mogą odczuwać zmiany, ale po kilku miesiącach dostosują się do nich – uważa prof. Czapiński.
Tak stało się 10 lat temu w przypadku wprowadzania zakazu handlu w święta. Wówczas ograniczenia obejmowały jednak tylko 13 dni w roku. Obecnie docelowo zakaz obejmie 45 niedziel w roku, ale dzięki wspomnianemu stopniowaniu ograniczeń konsumenci mogą nie odczuć tak istotnych modyfikacji. Dodatkowo zakaz przewiduje aż 29 różnych wyjątków, czyli form prowadzenia sprzedaży, które będą dopuszczalne w niedzielę. Obejmują one m.in. stacje paliw, apteki, kwiaciarnie, piekarnie, sklepy i platformy internetowe, kioski, zakłady pogrzebowe. Tym samym w praktyce niezbędne zakupy będzie można zrobić także w niedziele. To rozwiązanie również wpłynie na przyzwyczajenia Polaków.
Skoro w niedzielę dozwolony będzie handel internetowy, to na pewno upowszechni się ten model robienia zakupów. Wycieczkę do centrum handlowego zastąpi przeglądanie witryn w sieci – tłumaczy prof. Czapiński. Z raportu PwC "Klient w świecie cyfrowym" wynika, że internetowe zakupy (towarów i usług) realizuje obecnie ponad połowa Polaków (55 proc.). Wraz z wprowadzeniem obostrzeń w tradycyjnej sprzedaży obecne atuty handlu internetowego zyskają jeszcze na wartości. Kanały elektroniczne są bowiem najbardziej cenione przez kupujących za możliwość zakupu o dowolnej porze (ten walor wskazało 65 proc. respondentów), wygodę (61 proc.) oraz atrakcyjne ceny (60 proc.). Ta forma sprzedaży może zatem zyskać na popularności. Warto też wskazać, że 43 proc. kupujących sprawdza towar w internecie, nawet jeśli zakupu ostatecznie dokonuje w sklepie. Przeglądanie witryn może więc rzeczywiście stać się nowym sposobem na zagospodarowanie wolnego czasu.
Okazuje się zatem, że jedynym zagrożeniem dla powodzenia operacji "wolne niedziele" może być skutek, który wyniknie z okoliczności, których nie dało się przewidzieć na etapie uchwalania ograniczeń. Dla przykładu, jeśli duże placówki handlowe zaczną obniżać ceny lub stosować liczne promocje w piątki i soboty, to negatywnie odbije się to na małych sklepach osiedlowych. A wówczas zagrożeni bankructwem właściciele takich placówek mogą uznać, że zakaz pogorszył ich sytuację, i domagać się przywrócenia poprzednich zasad (w imię obrony drobnego polskiego handlu przed wielkimi zagranicznymi sieciami). Wydaje się jednak, że rządzący szybciej podjęliby w takich przypadkach kolejny zakaz (np. ograniczający możliwość wydłużania handlu w piątki i soboty), niż zrezygnowali z wolnych niedziel. Bo przecież przyzwyczajenie to druga natura człowieka i jeśli już się wychowa konsumenta, to nie ma sensu ponownie przeprogramowywać jego stylu życia.