O tym, że w części kraju nie ma pieniędzy na świadczenie, regiony poinformowały resort rodziny w ostatnich dniach. – Monitorujemy sytuację. Występujemy do Ministerstwa Finansów o uruchomienie środków będących w jego dyspozycji – informuje nas ministerstwo.
Aktualne dane przekazało nam do dzisiaj 10 województw. W sumie niedobór oszacowano tam (na podstawie informacji nadesłanych z gmin) na ponad 500 mln zł. Największe zapotrzebowanie zgłosiło Mazowsze, które wnioskuje do rządu o ponad 216 mln zł. W pozostałych regionach jest to z reguły po kilkanaście lub kilkadziesiąt milionów złotych. Przykładowo woj. małopolskie domaga się ok. 73 mln, pomorskie – 48,6 mln, a lubelskie – 45 mln. Z województw, które odpowiedziały na nasze pytania, jedynie lubuskie uznało, że nie musi wnioskować o dodatkowe pieniądze.
Czy to oznacza, że dla części rodziców zabraknie pieniędzy? Ministerstwo Rodziny uspokaja, że nie ma takiej opcji. – Dotyczy to zarówno tego roku, jak i kolejnych lat – twierdzi resort. Przekonuje też, że liczył się z obecnymi problemami. – Wynika to z oczywistych względów: przy takiej skali nowo uruchamianego programu w części regionów może pojawić się niedoszacowanie – tłumaczy.
W tym roku program „Rodzina 500 plus” pochłonie ok. 17 mld zł. Jeśli więc kwota niedoboru wyniesie między 0,5 a 1 mld zł, w grę wchodzi zwiększenie kosztów o 3 do 6 proc. Skąd rząd weźmie na to pieniądze? W budżetach wojewodów jest rezerwa celowa o łącznej wysokości 1,7 mld zł. Wygląda zatem na to, że pieniędzy wystarczy, i to z nawiązką. Ministerstwo Finansów, pytane o źródło sfinansowania niedoborów, odpowiada dość enigmatycznie: – Dodatkowe środki na realizację programu będą pochodziły albo z przesunięć (art. 29 ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci), albo z oszczędności powstałych u innych dysponentów.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Niezależnie od metody sfinansowania manka pojawia się pytanie, co dokładnie jest jego powodem. Urzędy wojewódzkie tłumaczą to m.in. zwiększającą się liczbą uprawnionych do świadczenia. To z kolei może być rezultat zmiany sytuacji dochodowej rodzin (związanej np. z przejściem na urlop wychowawczy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego, co wiąże się z utratą dochodu i „załapaniem” się na kryterium dochodowe uprawniające do świadczenia) lub narodzin nowych dzieci.
Sprawę komplikuje też sytuacja poszczególnych rodzin. – Znaczna liczba wniosków przekazana została przez samorządy do urzędu marszałkowskiego, w którego gestii jest ustalenie prawa do świadczeń w sytuacji przebywania jednego z rodziców poza granicami Polski. W związku z tym nie ma możliwości wcześniejszego określenia liczby uprawnionych do świadczeń dzieci, gdyż jednostki oczekują na decyzje urzędu marszałkowskiego w zakresie koordynacji świadczeń – tłumaczy Anna Zając z biura prasowego wojewody pomorskiego. Z kolei tak duże niedobory na Mazowszu mogą wynikać ze specyfiki tego regionu (różnica między dziećmi faktycznie zamieszkującymi a liczbą dzieci zameldowanych, którym wypłacane jest świadczenie).
Problemy mogą też pośrednio wiązać się z błędami po stronie gmin zajmujących się rozpatrywaniem wniosków rodziców i wydawaniem decyzji o przyznaniu świadczenia. – Zdarzają się przypadki, że gmina źle oszacuje potrzeby. Wtedy, decyzją wojewody, zmniejszane są plany w tej jednostce i zwiększane w gminach, w których występują braki środków – zwraca uwagę łódzki urząd wojewódzki.
Obecna sytuacja rodzi pytania o przyszły rok i kolejne lata funkcjonowania programu. Jak usłyszeliśmy w resorcie rodziny, choć w przyszłym roku wypłata świadczeń pochłonie aż 23 mld zł, to rezerwa pozostanie na tegorocznym poziomie 1,7 mld. – Po kilku miesiącach wiemy już, jak działa system. Pieniędzy nie zabraknie – przekonuje jeden z naszych rozmówców z rządu.
Opozycja również w to nie wątpi. Pyta tylko, jakim kosztem. Poseł PO Jan Grabiec komentuje, że przyszłoroczny budżet państwa może i jest zbilansowany, ale w oparciu o mało realne wskaźniki rozwoju gospodarczego, dochodów podatkowych czy poziomu inflacji. PiS prędzej ograniczy wydatki w innych pozycjach budżetowych, niż dopuści, by zabrakło środków na jego sztandarowy projekt w postaci 500 plus.