Minister energii Krzysztof Tchórzewski już nawet nie próbuje ukrywać, jakie ma plany. Poniedziałkową uchwałę walnego zgromadzenia Polskiej Grupy Energetycznej, podnoszącą wartość nominalną papierów spółki z 10 do 10,25 zł, nazwał wprost pilotażem. Operacja zostanie sfinansowana poprzez przeniesienie 467 mln zł z zapasowego kapitału spółki na zakładowy. Od całej operacji fiskus otrzyma 19-proc. podatek, czyli ok. 100 mln zł.
Kapitał zapasowy firm stanowią przede wszystkim niewypłacone zyski z lat poprzednich. Naturalnym sposobem ich dystrybucji jest wypłata dywidendy. Ale wtedy pieniądze otrzymują wszyscy akcjonariusze, proporcjonalnie do posiadanych udziałów. Natomiast CIT trafia tylko do jednego z nich – Skarbu Państwa. Stąd pomysł, aby operacji przeprowadzonej w PGE teraz dokonać w innych spółkach skarbu. Na początek tych kontrolowanych przez Ministerstwo Energii.
Resortowi kierowanemu przez Krzysztofa Tchórzewskiego podlegają (oprócz PGE): Enea, Energa, Tauron, PKN Orlen, Lotos oraz gazowy monopolista PGNiG. Tylko z tych firm Skarb Państwa mógłby uzyskać dodatkowe 4 mld zł pod postacią CIT.
Gdyby rozszerzyć pomysł na inne kontrolowane przez państwo giełdowe spółki, takie jak PKO BP czy KGHM, kwota mogłaby urosnąć do 10 mld zł. To niebagatelna suma – pozwoliłaby pokryć prawie połowę przyszłorocznych kosztów związanych z programem „Rodzina 500 plus”. Perspektywa jest więc bardzo kusząca. I kontrowersyjna zarazem.
Reklama
– Z punktu widzenia rynku kapitałowego i postrzegania naszej gospodarki za granicą to bardzo zły pomysł. Z jednej strony mówimy, że chcemy przyciągać inwestorów, z drugiej pokazujemy, jak nie respektujemy zasad obowiązujących na cywilizowanych rynkach – uważa Sebastian Buczek, prezes i główny udziałowiec Quercus TFI.
Reklama
Na poniedziałkowym zgromadzeniu akcjonariuszy PGE reprezentowanych było kilkuset zagranicznych inwestorów i kilkanaście krajowych instytucji finansowych. Żaden z nich nie poparł pomysłu Ministerstwa Energii, a pięciu zgłosiło do protokołu sprzeciw wobec stosownych uchwał. To otwiera im drogę do próby ich uchylenia na drodze sądowej. I zapewne tak samo będzie, jeśli państwowy właściciel zechce identyczną metodą wyciągać gotówkę z innych spółek.