Dziś zajmie się nim rząd. Ale to dopiero początek prac nad planem dochodów i wydatków na przyszły rok. Resort finansów zaplanował wstępnie dochody na poziomie 321,4 mld zł. To przede wszystkim pochodna przewidywań kondycji polskiej gospodarki w 2017 r. Ministerstwo założyło, że w końcu zaczną rosnąć ceny (inflacja średnio w roku ma wynieść 1,3 proc.), co zwiększy choćby bazę dla VAT.

Reklama
Więcej wątpliwości budzi prognoza wzrostu gospodarczego. Ministerstwo zakłada, że wyniesie on 3,6 proc., przy czym korzystna dla budżetu będzie jego struktura (głównym motorem ma być popyt krajowy).
To optymistyczny szacunek, ale też nie do końca nierealny. My akurat spodziewamy się 3,3 proc. wzrostu, ale 3,6 proc. też jest w zasięgu. Zagadka to inwestycje, jeśli przyspieszą w przyszłym roku, to dynamika PKB może wyraźnie pójść w górę - mówi Jakub Rybacki, ekonomista ING Banku Śląskiego. I zwraca uwagę na zachowawczą, jego zdaniem, prognozę inflacji. Przypomina, że w przyszłym roku czekają nas podwyżki cen choćby przez zmiany w prawie energetycznym czy prawie wodnym. Do tego w cenach powinniśmy też zobaczyć podatek od sprzedaży detalicznej.
Szacunek wielkości dochodów nie wynika tylko z założeń makroekonomicznych. MF założyło, że uda mu się uzyskać co najmniej 10 mld zł z poprawy ściągalności podatków. Zwłaszcza z VAT (8 mld zł), dodatkowe 2 mld zł ma zapewnić CIT. W VAT głównym orężem mają być już wdrożony pakiet paliwowy i ustawa uszczelniająca system przygotowywana od miesięcy przez MF. W CIT bronią będzie klauzula obejścia prawa, która pozwala fiskusowi zakwestionować transakcję, jeśli uzna on, że została ona zawarta tylko po to, by zmniejszyć obciążenia podatkowe. Te dodatkowe 10 mld zł to najbardziej ryzykowny zapis w budżecie. To dlatego, że to prognoza nie do zweryfikowania na obecnym etapie.
Ale według Rybackiego tego też nie należy przekreślać. Tegoroczne wpływy z VAT rosną szybciej niż nominalny PKB – co według ekonomisty może świadczyć o pierwszych symptomach poprawy ściągalności. W przyszłym roku dochody z głównego budżetowego źródła bez uwzględnienia lepszej egzekucji podatku mają być większe o 6 proc. w porównaniu do tegorocznych.
Budżet nie może liczyć na hojność spółek Skarbu Państwa w takim wymiarze, jak w ostatnich latach. Dywidendy mają dać mniej niż 3 mld zł. To najmniejsza kwota od lat. Plan dochodów z zysków firm na ten rok to 4,8 mld zł. Skąd ten spadek? W rządzie zapadła decyzja, by – przynajmniej w wybranych – zostawić wypracowane zyski. Cel: realizacja planu rozwojowego wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Nową politykę dywidendową Skarbu Państwa w działaniu widzieliśmy zresztą już w tym roku.
To na wniosek SP radykalnie zmniejszono wielkość wypłat m.in. w PGE (z 92 gr do 25 gr na akcję) i w PZU (z 5,40 zł na akcję do 3 zł). Uzasadnienie to m.in. plany inwestycyjne w spółkach. To, że podobny kurs będzie utrzymany w kolejnym roku, może być efektem wspólnej strategii Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Skarbu w sprawie dywidend, nad którą prace ruszyły już pod koniec 2015 r. Ma ona ustalić z kilkuletnim wyprzedzeniem poziom wypłat, tak by uniknąć corocznych dyskusji w tej sprawie przy okazji konstruowania budżetu.
Politycy PiS w kampanii wyborczej obiecywali zniesienie podatku miedziowego, który w praktyce dotyczy wyłącznie KGHM Polskiej Miedzi i „zostawienie pieniędzy w spółce”. Podatek – już na etapie projektu rządu PO-PSL – krytykował na swoim blogu obecny minister finansów Paweł Szałamacha, pisząc, że takie rozwiązanie nie jest naprawą finansów państwa, ale „fastrygą”. Tymczasem w projekcie budżetu na 2017 r. zapisano 1 mld zł wpływów z podatku od wydobycia niektórych kopalin. To jednak mniej niż plan na ten rok: KGHM ma wpłacić do budżetu (według przewidywań MF) ok. 1,2 mld zł.
Limit wydatków budżetowych, ustalony przez MF, to 383,4 mld zł. Poszczególne resorty pierwotnie zgłaszały potrzeby znacznie przekraczające możliwości państwowej kasy. Przy planowanych dochodach daje to deficyt 59,3 mld zł. To o 4,6 mld zł więcej niż w 2016 r. Ministerstwo tłumaczy, że wzrost to m.in. efekt odejścia od praktyki finansowania Funduszu Ubezpieczeń Społecznych za pomocą pożyczek z budżetu. Od 2009 r. do tej pory wypłacono w ten sposób funduszowi ok. 41 mld zł. Najwięcej w 2013 r., bo aż 12 mld zł. Tak Ministerstwo Finansów zasypywało dziurę w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, która powstała przez zbyt niskie wpływy ze składek w stosunku do planu. Zamiast zwiększać dotacje do FUS, formalnie pożyczało mu pieniądze, dzięki czemu deficyt budżetu się nie zwiększał.
Deklaracja MF jest ryzykowna, bo dotacja do funduszu zwiększy się w przyszłym roku choćby ze względu na obniżenie wieku emerytalnego. MF wyliczyło koszt tej operacji na 2,7 mld zł. W 2018 r. ma on wzrosnąć do ponad 8 mld zł. Mateusz Namysł, ekonomista Raiffeisen Polbanku, mówi, że wiele będzie zależeć od sytuacji na rynku pracy: jeśli będzie ona dobra, to presja na zwiększanie dopłat do FUS będzie łagodzona. Finansom FUS będą pomagać rosnące zatrudnienie i wyższe płace. Bo to oznacza większe przychody ze składek – mówi Namysł.
Z liczb, których w projekcie na 2017 r. nie ma, trzeba wymienić skutki podwyższenia kwoty wolnej w PIT. Resort finansów zakłada, że nie będzie żadnych zmian, które powodowałyby jakiś dodatkowy koszt w przyszłym roku. Stopniowe podwyższanie kwoty, co proponował pierwotnie MF, miało kosztować 4 mld zł. Kwota wolna nie rośnie, bo rząd zamierza wypełnić swoją wyborczą obietnicę przy okazji wprowadzania podatku jednolitego łączącego dzisiejszy PIT i składki ubezpieczeniowe. Prace nad nim trwają w kancelarii premiera. Ale jeszcze daleko choćby do powstania projektu ustawy.
Tymczasem z końcem listopada przestaje obowiązywać w ustawie o PIT przepis ustanawiający kwotę wolną. To efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował wysokość kwoty wolnej (zbyt niska w stosunku do minimum egzystencji) i brak mechanizmu jej waloryzacji. Co zrobi MF? Na razie trwają narady prawników resortu. Jedna z opcji to szybka nowelizacja ustawy o PIT, by obejść wyrok TK. ⒸⓅ

psav linki wyróżnione