Frankowicze, skupieni m.in. w Stowarzyszeniu "Stop Bankowemu Bezprawiu" bardzo krytycznie ocenili przygotowanie przez Kancelarię Prezydenta i złożenie w Sejmie projektu, jedynie gwarantującego im zwrot spreadów (opłat, pobieranych przez banki, wynikających z różnicy między kursem kupna i sprzedaży waluty).
Pełnomocnik procesowy frankowiczów, mec. Mariusz Korpalski wskazuje w rozmowie z PAP na największe jego zdaniem wady tego projektu.
Jak pan z punktu widzenia pełnomocnika procesowego frankowiczów ocenia prezydencki projekt ustawy, gwarantujący zwrot spreadów?
W projekcie tym najważniejsze jest to, że nie wiadomo, czy zamyka on prawo do dalszych roszczeń, czy nie. Z jednej strony mówi, że nie zamyka dalej idących roszczeń konsumentów, co można rozumieć jako wskazanie prawa m.in. do dochodzenia zwrotu spreadów w pełnym zakresie. Jeżeli jednak już złoży się wniosek o zwrot spreadu, to dalej w sądzie chyba nie można będzie domagać się zwrotu jego pozostałej części. Jeżeli tak, to by znaczyło, że jako kredytobiorca rezygnuję z części roszczeń, które mam, na podstawie tego, że klauzula zastosowana przez bank była sprzecza z prawem. A przecież na podstawie kodeksu cywilnego i przepisów unijnych nie mogę się zrzec tych roszczeń w sytuacji, w której bank dowolnie ustalał spread.
Jak to dowolnie?
W wielu umowach z kredytobiorcami nie był wpisany kurs, na podstawie którego banki będą wyliczać spready. Niejednokrotnie robiły to w sposób dowolny, w żaden sposób nieuzgodniony. Właśnie dlatego te klauzule można uznać za abuzywne, bo łamały one kodeks cywilny i dyrektywę unijną z 1993 roku, mówiące, że klauzule wprowadzające dowolność w wyliczaniu zobowiązań klienta są bezskuteczne. Stąd kilkanaście lat później nie może się pojawić ustawa, która mówi, że jednak w jakimś zakresie te rozliczenia były skuteczne.
Chce pan powiedzieć, że ustawa sankcjonowałaby bezprawie?
Byłaby próbą sankcjonowania bezprawia i jako taka okazałaby się najprawdopodobniej bezskuteczna.
Czy za niekonstytucyjny nie może być uznany też wpisany do projektu limit wysokości kredytu 350 tys. zł, do którego będzie można ubiegać się o zwrot spreadów?
Różnicowanie sytuacji klienta pod względem wysokości kredytu jest sprzeczne z zasadą równości wobec prawa. Nie można powiedzieć, że tego co ma więcej pieniędzy można okraść, a tego kto ma mniej, nie można. Jeżeli już, powinno być odwrotnie, można legalizować naruszenie prawa poniżej jakiejś kwoty, a nie powyżej. Dlatego ten zapis to jest absolutne kuriozum, bo oznacza, że jeśli ukradnę 360 tys. zł, to nie podlegam karze, a jak ukradnę 340 tys. zł, to podlegam.
A zapis dotyczący innego wyliczania spreadów przy kredytach denominowanych i indeksowanych?
Zupełnie tego nie rozumiem, być może trzeba mądrzejszej głowy, by to wyjaśnić. Wydaje mi się, że zasadniczym błędem, który popełniają tu autorzy projektu jest przyjęcie, że kredyt denominowany jest udzielony w walucie obcej. Tymczasem był to kredyt udzielony w walucie polskiej, podobnie jak indeksowany. Już przy okazji tzw. ustawy antyspreadowej z 2011 roku prezesi NBP, ZBP i Sądu Najwyższego zgodnie twierdzili, że kredyty denominowane nie są kredytami walutowymi, podobnie jak nie są nimi kredyty indeksowane. Bo decydować powinna waluta, w której się obrót prawny rzeczywiście ma odbywać. Stąd, moim zdaniem, rozróżnienie w umowach kredytów jako denominowanych lub indeksowanych nie powinno uprawniać do wprowadzenia innego kursu.
Co pan sądzi o propozycji ZBP, by nie wyliczać każdemu klientowi należnego spreadu, bo to długotrwała i skomplikowana procedura, tylko zwracać "uśredniane" spready, np. takie same dla danego banku w jednym roku?
Bywały lata, choćby rok 2008, gdy kursy walut były bardzo zmienne. Dlatego przyjmowanie tego samego przelicznika dla ludzi, którzy wzięli kredyty w styczniu i w lipcu znowu pokrzywdzi jednych kosztem drugich. Tak jak było to przy tzw. "kursie sprawiedliwym" z pierwszego projektu prezydenckiego. Być może takie rozwiązanie miałoby sens, gdyby obejmowało okresy znacznie krótsze niż rok. Ale zawsze przy uśrednianiu mogłoby się pojawić pytanie o zgodność z konstytucją - bo osoba, która wzięła kredyt trzy dni wcześniej dostanie mniej, a ta która wzięła trzy dni później - więcej. I to tylko dlatego, że bankom było coś trudno wyliczyć.
Czyli indywidualne wyliczanie spreadu dla każdego jest lepsze?
Tak, bo to oddaje istotę stosunków umownych, które są stosunkami dwustronnymi. W ogóle w prawie umów istnieje ogólna sankcja negatywna naruszeń prawa - wtedy mówimy że umowa czy klauzula umowna jest nieważna czy bezskuteczna. Ale ingerencja pozytywna i to dokonywana ex post jest bardzo niebezpieczna; bo nie wiemy, czy każdy z klientów i każdy z banków zgodziłyby się w ogóle na zawarcie umowy gdyby wiedział, że za parę lat ustawodawca będzie ujednolicał zwrot spreadów.
Jeśli nie ustawa o zwrocie spreadów, to jak rozwiązać problem frankowiczów?
Moim zdaniem rozwiązaniem byłaby np. ustawa doprecyzowująca, która wskazywałaby, że klauzule w umowach, dowolnie ustalające zwrot spreadów, były od początku nadużyciem prawa. Bo były sprzeczne z dyrektywą unijną 93/13, która w roku 2000 została wprowadzona do kodeksu cywilnego. Bo każda umowa, a w szczególności konsumencka, powinna określać świadczenia stron, ich wysokość, a już przynajmniej obiektywne wskaźniki, jak zobowiązania wyliczać. Tymczasem w wielu umowach z kredytobiorcami używano nie np. tabeli NBP, tylko banku kredytodawcy.
Co taka ustawa dawałaby frankowiczom? Mogliby na jej podstawie dochodzić w sądach nielegalnie pobranych przez banki świadczeń?
Tak. Poza tym gdyby istniała taka ustawa, banki byłyby bardziej skłonne decydować się na ugody z klientami. A tej skłonności obecnie nie wykazują. Ugody nie polegałyby oczywiście na redukcji roszczeń, ale np. rozłożeniu rozliczenia w czasie.
Jak to wpłynęłoby na stabilność finansów państwa?
Jeżeli egzekwowanie zakazu umów nadużywających pozycji przedsiębiorcy i krzywdzących konsumenta byłoby nie do pogodzenia ze stabilnością finansów, to może najlepiej byłoby nic nie robić i liczyć na to, że prędzej czy później sądy sobie z tymi problemami poradzą. Niedługo będzie otwarcie postępowania merytorycznego w trzech sprawach zbiorowych frankowiczów i być może, niestety, trzeba będzie poczekać na rozstrzygnięcia sądowe. Bo rozwiązania ustawowe mogą okazać się niedostępne, z uwagi na to, że ustawodawca ma związane ręce i nie bardzo może ingerować w raz zawarte umowy.
A projekt ustawy o zwrocie spreadów to zły pomysł?
Projekt o zwrocie spreadów to nie jest najlepszy pomysł, bo, tak jak powiedziałem, nie ma jasno zdefiniowanego celu - czy chce zamknąć drogę do dalszych roszczeń, czy nie. Poza tym prowadzi do niczym nie uzasadnionych nierówności.