Ostatnie wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego potwierdzają, że organ podatkowy może egzekwować należność na podstawie nieostatecznej decyzji, jeżeli do upływu terminu przedawnienia jest mniej niż 3 miesiące.
W ten sposób sąd legitymizuje działania fiskusa, którego taktyka jest prosta: nic nie robić przez prawie 5 lat, a gdy już zbliża się termin przedawnienia, wkraczać do akcji i wydawać decyzję. To nic, że jest nieostateczna i podatnik się od niej odwołuje. Wystarczy, iż ten sam naczelnik, który wydał decyzję, nada jej rygor natychmiastowej wykonalności. Na tej podstawie uruchamiana jest egzekucja, czyli np. zajmowane jest konto podatnika w banku. To z kolei – jak każdy inny środek egzekucyjny – przerywa bieg terminu przedawnienia i termin zaczyna biec na nowo – czyli przez kolejne pięć lat.
Problem nie jest nowy, ale przez długi czas wydawało się, że sądy nie godzą się na takie działania. Wskazywano, że w ordynacji podatkowej jest wiele warunków, które muszą być spełnione dla zastosowania rygoru natychmiastowej wykonalności. Przede wszystkim urząd musi uprawdopodobnić, że zobowiązanie podatkowe nie zostanie wykonane.
Cóż więc robią urzędy? Wskazują, że do przedawnienia zostały np. zaledwie dwa miesiące, podatnik z pewnością dobrowolnie nie zapłaci, a na dodatek złożył odwołanie, które trzeba rozpatrzyć, co zajmie nawet dwa miesiące. Zobowiązanie może się w tym czasie przedawnić.
Gdy w 2009 r. wprowadzano regułę, że decyzje I instancji nie podlegają wykonaniu, miała to być zmiana filozofii postępowania podatkowego. Rząd argumentował, że egzekwując podatek na podstawie nieostatecznej decyzji, która może być następnie uchylana lub unieważniana, można wyrządzić nieodwracalne szkody. I to nie tylko podatnikowi, lecz także budżetowi państwa, skąd trzeba będzie np. wypłacić odszkodowanie.