Trwa postępowanie „Wisła” mające wyłonić dostawcę zestawów średniego zasięgu, ale wciąż przed nami rozstrzygnięcie programu „Narew”, który zakłada wyposażenie polskiej armii w zestawy zdolne zwalczać samoloty, śmigłowce i pociski rakietowe w zasięgu 25 km.

Docelowo wojsko ma otrzymać 19 baterii systemu Narew – wcześniej armia ma być wyposażona w osiem baterii systemu Wisła. Zgodnie z wolą odchodzących władz Ministerstwa Obrony Narodowej baterie do Wisły dostarczy wybrany przez MON amerykański Raytheon. Chodzi o system Patriot. Wartość zadania oszacowano na 16 mld zł. I choć chodzi o tak duże pieniądze, to eksperci przypominają, że to wciąż za mało, by czuć się w pełni bezpiecznym.

– To jest cząstka tego, czego trzeba Polsce, żeby powiedzieć, że stworzyliśmy system obrony przeciwlotniczej czy przeciwrakietowej – mówi gen. brygady w st. spocz. prof. Bogusław Smólski, były rektor WAT i były dyrektor NCBiR.

Dodatkowo nie kryje rozczarowania wyborem systemu Patriot.

– Podtrzymanie tej oferty to byłby skandal – uważa Smólski.

Przypomina, że rozmowy między rządami Polski i USA wciąż nie są zakończone. Do końca roku ma być podpisany dokument MON określający ostateczne wymagania dla systemu Wisła (tzw. Letter of Request). W dokumencie zamówienia skierowanym do władz USA MON sprecyzuje oczekiwania techniczne, które będzie musiał spełnić system Patriot.

– Wystarczy nie wysłać zapytania – sugeruje Smólski.

Zdaniem Andrzeja Karkoszki, byłego wiceministra obrony i koordynatora Strategicznego Przeglądu Obronnego, program „Wisła” zostanie utrzymany „w zasadniczym kierunku”.

– W tym sensie, że utrzymany zostanie kierunek strategiczny amerykański, bo jak się wydaje, nowa władza jest bardziej proamerykańska niż proeuropejska – mówi Karkoszka.

Szanse na jakąkolwiek zmianę oferenta uważa za niewielką, choć iskierkę nadziei rozpala w nim zapowiadany przez nowy rząd przegląd przetargów.

– Być może nowa władza będzie chciała się przyjrzeć jeszcze raz ofertom – sugeruje Karkoszka.

Bogusław Smólski uważa taką rewizję za oczywistą.

– Możemy po prostu nie wysłać Amerykanom zapytania i zacząć poszukiwać nowych, racjonalnych rozwiązań – mówi Smólski.

Według niego jest to tym bardziej uzasadniona decyzja, że „ strona amerykańska nie ma nam możliwości zaoferowania systemu, który spełniałby nasze oczekiwania”.

– W rejonie Polski występują specyficzne zagrożenia. Te zagrożenia nie występują w innych rejonach świata. Dlatego nie chodzi o to, żeby ładnie się uzbroić, lecz o to, by posiąść zdolność do skutecznej obrony. Dla nas największym zagrożeniem są rakiety manewrujące, a nie rakiety balistyczne – mówi Smólski.

Według niego system Raytheona nie zapewnia nam tej ochrony.

W opinii Smólskiego powinniśmy wybrać system, który będzie przydatny w naszych warunkach geograficznych, ale generał unika wskazania dostawcy.

Andrzej Karkoszka z kolei żałuje, że nie skorzystaliśmy z MEADS (Medium Extended Air Defense System), który łączy Amerykę z Europą. MEADS to przecież nie tylko niemiecko-włoski, ale też amerykański projekt systemu opracowywanego na rzecz NATO. Po wycofaniu się z niego Stanów Zjednoczonych w 2011 roku i odkładaniu decyzji o zakupie w Niemczech i we Włoszech MEADS miał nadzieję, że to polskie zamówienie pozwoli dokończyć zaawansowany w 85 proc. projekt. Polacy wybrali Patriot, ale wkrótce po nich rząd niemiecki zdecydował się na MEADS. W Polsce natychmiast pojawiły się głosy sprzeciwu.

Eksperci szybko podchwycili, że Niemcy zdecydowały się wprowadzić system, który został od razu wyeliminowany w Polsce jako niespełniający wymagań. Pojawiły się też opinie o wiekowości amerykańskiego systemu Patriot.
Raytheon Patriot wykorzystujący dzisiaj pociski PAC-2 i PAC-3 powszechnie uznawany jest za system najstarszy z oferowanych Polsce. Zdaniem przedstawiciela koncernu Daniela J. Crowleya, wiceprezesa koncernu i prezesa spółki Raytheon Integrated Defence Systems, nie jest to jednak jego słabość, ale siła.

Jego zdaniem wiek Patriota jest nie obciążeniem, ale oznaczał możliwość najlepszego przetestowania rozwiązań i ich udoskonalania na przestrzeni ostatnich lat. Zgodnie z danymi Raytheona do dziś wykonano już 2500 testów polegających na namierzaniu celów, a od 2009 roku przetestowano w locie 150 pocisków nowych generacji.

Właśnie takie pociski w swoim systemie – GEM-T (nowa wersja rakiety PAC-2) i PAC-3 MSE – są oferowane Polsce z systemem Patriot. Poza nimi w ramach systemu oferowany byłby pocisk LCI (Low Cost Interceptor) – niskokosztowy pocisk przechwytujący. Zostałby on opracowany przez Raytheona we współpracy z polskim przemysłem.

Zdaniem przedstawicieli koncernu nowy pocisk oferowałby zdolność do jednoczesnego odpalania różnych typów rakiet i poszerzyłby zdolności całego systemu. Oferta „taniego” pocisku nie może dziwić, biorąc pod uwagę, że właściwe pociski stanowią około 80 procent ceny rakietowego systemu obronnego, a amerykańskie PAC-3 MSE są trzykrotnie droższe od np. pocisków francuskich (2 w stosunku do 6 mln dol.). Znaczne obniżenie ceny swojego produktu (całego systemu) Amerykanie tłumaczą zastosowaniem zaawansowanego oprogramowania, które ma zostać opracowane wspólnie z Polakami.

Raytheon deklaruje szeroką współpracę przemysłową z podmiotami polskimi, szczególnie z Polską Grupą Zbrojeniową, ale ekspertów to i tak nie przekonuje.
– Widzę szansę w tym, że poprzedni rząd zdecydował, że rozmawiał będzie z amerykańskim rządem na temat tego uzbrojenia. To daje szanse na rozwiązania nie tylko handlowe, ale polityczne. Jest więc szansa, że rząd amerykański będzie w stanie uwzględnić interesy inne od Raytheona – mówi Karkoszka.

Ma nadzieję, że – nawet jeśli nie zmienimy decyzji w sprawie „Wisły” – podobny błąd nie przydarzy nam się przy okazji wyboru dostawcy systemu Narew.

– Nauczeni doświadczeniem z poprzedniego okresu nie pozwolimy sobie niczego narzucić i nie będziemy unikać związków z MEADS. Narew, mam nadzieję, rozbudujemy w oparciu o własne siły, a wybór dostawcy powiąże nas z europejskim przemysłem – dodaje Karkoszka.
Według Smólskiego najważniejsze, żeby Narew nie podzieliła losu Wisły.

– W pierwszym etapie Wisły w dialogu technicznych dopuszczona została oferta polskiego przemysłu, po czym spotkała się ona z nieprzyzwoitym stanowiskiem ze strony MON, który stwierdził, że nie może sobie pozwolić, żeby przemysł wybierał – relacjonuje Smólski.
W ten sposób MON pokazał zagranicznym partnerom, by nie liczyli się zbytnio z polskim przemysłem.

– Najważniejsze, żeby ponownie tak się nie stało – dodaje Smólski.

Jest on zwolennikiem, żeby powierzyć realizację tego systemu polskiemu przemysłowi i dlatego to polski przemysł lub wyłoniony z niego „ integrator” powinien wybrać w imieniu MON. Oczywiście wybór byłby potem zweryfikowany przez MON i ostatecznie potwierdzony lub odrzucony.

– Polscy specjaliści mają naprawdę wiedzę o dostępnych technologiach i możliwości zaadaptowania ich do polskich warunków. Ta droga była przed laty stosowana, dziś – o dziwo! – także. W przypadku Homara takim integratorem jest Huta Stalowa Wola. W przypadku Narwi takim mógłby być PIT Radwar – twierdzi Smólski.

Przypomina, że PIT Radwar od wielu lat tworzy systemy radarowe, systemy dowodzenia i zarządzania polem walki.

Według ekspertów powierzenie budowy systemu obrony powietrznej rodzimym przedsiębiorstwom i placówkom naukowo wprowadzi polską naukę i przemysł na bardzo wysoki poziom technologiczny. Pozwoli to także na odtworzenie kadry specjalistycznej i umożliwi ciągłą modernizację systemów rakietowych. Tak jak to ma miejsce obecnie przy systemach posowieckich. Z drugiej strony drugiej takiej okazji do modernizacji polskiego przemysłu obronnego długo nie będzie.

Ministerstwo Obrony Narodowej zamierza rozpocząć postępowanie w celu pozyskania systemu przeciwlotniczego i przeciwrakietowego Narew krótkiego zasięgu w 2016 roku. Zgodnie z planami sprzed wyborów jeszcze w listopadzie miał się rozpocząć dialog techniczny z potencjalnymi oferentami. Przedstawiciele Inspektoratu Uzbrojenia wymieniali także zestawy rakietowe, które mogą potencjalnie zostać wzięte pod uwagę w programie: system NASAMS oferowany przez Kongsberg, zestaw Mica VL produkowany przez koncern MBDA, izraelskie systemy Spyder i Iron Dome oraz niemiecki system IRIS-T. Zaznaczyli, że w postępowaniu mogą się pojawić również „inne rozwiązania”.

Marek Borejko, dyrektor programu OPL w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, stwierdza, że polski przemysł jest w stanie opracować 100 proc. technologii potrzebnych do realizacji programu Narew w zakresie systemów łączności, dowodzenia i sensorów, natomiast w celu dostarczenia pocisku rakietowego w odpowiednim czasie zgodnie z wymogami MON pożądana będzie współpraca z partnerem zagranicznym. Zapewnia, że polski przemysł jest gotowy, aby odgrywać wiodącą rolę w realizacji programów Wisła i Narew.

Przedstawiciel PGZ przypomina, że używane obecnie w Wojsku Polskim systemy przeciwlotnicze Kub, Osa czy Newa obsługiwane są w większości przez polskie elementy systemów dowodzenia i korzystają z informacji o celach przekazywanych przez stacje radiolokacyjne skonstruowane w Polsce. W ocenie PGZ projekt Narew idealnie nadaje się do tego, aby – w odróżnieniu od programu Wisła – głównym wykonawcą był przemysł krajowy we współpracy z partnerami zagranicznymi, a także ośrodkami naukowo-badawczymi.