Górnictwo nie chce zmienić systemu wynagrodzeń, organizacji pracy, nie zrezygnuje z nawet najbardziej bzdurnego przywileju - przekonuje Jarosław Zagórowski w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Jako dowody na niszczenie przez związkowców firmy, która ich zatrudnia, podaje kilka przykładów. Przypomina między innymi podnoszoną przez samych przedstawicieli związków sprawę wydania milionów złotych na remont hotelu Różany Gaj w Gdyni.
Przez lata zarządzało tym hotelem trzech związkowców z kopalni Zofiówka, w tym szef "Solidarności" Roman Brudziński - mówi były prezes JSW. - Czerpali z tego poważne korzyści, doprowadzili budynek do ruiny. Dwukrotnie chcieliśmy go sprzedać, nie było chętnych. W dobrym dla JSW okresie zainwestowaliśmy w remont, potem go wynajęliśmy i dziś przynosi 70 tys. zł miesięcznie. Bo gdybyśmy my zatrudnili tam swoją recepcjonistkę, musielibyśmy jej dać deputat węglowy i posiłek regeneracyjny - dodaje Zagórowski i przypomina, że w Jastrzębiu była awantura o tzw. flapsy, czyli dodatek energetyczny dla ciężko pracujących. Obcięliśmy ten dodatek, bo dostawali go niezgodnie z rozporządzeniem nawet pracownicy administracji.
Ja wiem, że górnikowi należą się pieniądze za ciężką pracę, ale nie wszyscy ciężko pracują - stwierdza były prezes jastrzębskiej spółki.
Jak przekonuje, swoimi działaniami naraził się związkowcom. - Za moich czasów liderzy związkowi sukcesywnie tracili wpływy, wypychałem ich z kolejnych obszarów. Więc postanowili się odegrać, a użyli do tego 26 tys. osób załogi - podkreśla Jarosław Zagórowski.