Spółki aktywne na Ukrainie i w Rosji mają za sobą ciężki początek roku. Spadek wartości hrywny i rubla oraz popytu (głównie wśród Ukraińców), spowodował, że w I kw. 2014 r. zanotowały znacznie słabsze wyniki niż rok temu. Spośród firm notowanych na GPW kiepsko kwartał zamknęło np. Rovese, producent płytek i ceramiki sanitarnej kontrolowany przez Michała Sołowowa, jednego z najbogatszych Polaków. Firma miała niemal 200 mln zł straty netto.
Polski biznes nie zamierza jednak z tego rynku rezygnować. Broni się na wiele sposobów: tnie koszty, ogranicza działalność i inwestycje, podnosi ceny i selekcjonuje kontrahentów. Na Wschodzie jesteśmy obecni od ponad 10 lat. Nasze marki są tam znane. Dlatego mimo trudnej sytuacji na tych rynkach zamierzamy pozostać w Rosji i na Ukrainie - deklaruje Magdalena Stefańska-Lotkowska z LPP, największej polskiej firmy odzieżowej.
Wtóruje jej Piotr Mikrut, prezes Śnieżki, producenta farb i lakierów. Nie rezygnujemy z rozwoju na ukraińskim rynku. W tym roku z powodu sytuacji, jaka panuje w tym kraju, wyniki będą słabsze, jednak w kolejnym powinno być już lepiej - mówi szef spółki, której sprzedaż na Ukrainie w I kw. była o niemal 43 proc. niższa niż przed rokiem.
Oto główne metody ochrony ukraińskich interesów:
Selekcja klientów i kontrola płatności
Na kontroli należności koncentruje się m.in. Śnieżka, która ma tam dwie fabryki. Pod tym względem jesteśmy bardzo restrykcyjni. W przypadku części klientów stosujemy przedpłaty, a żeby nie tracić kontrahentów, proponujemy im w tej sytuacji dodatkowe upusty - tłumaczy Mikrut. Także Asbis, dystrybutor sprzętu IT, zdecydował się ograniczyć działalność do poziomu selektywnej sprzedaży dla najlepszych klientów i skrócił terminy płatności.
Walka ze stratami na walutach i podwyżki
Dewaluacja ukraińskiej hrywny (jej wartość w I kw. spadła w stosunku do najważniejszych walut o blisko 30 proc.), spowodowała, że spółki szukają recepty na duże wahania kursów. Jedna z nich to prowadzenie sprzedaży w hrywnie i posiadanie w niej należności tylko do takiego poziomu, do którego można uzyskać lokalne finansowanie w tej walucie. Stosuje je teraz m.in. Asbis.
Spadek wartości hrywny oznaczał też konieczność wprowadzenia podwyżek. Ponieważ sprzedajemy tylko w modelu B2B, np. do dużych sieci detalicznych, razem z nimi byliśmy w stanie podnosić ceny stopniowo, a nie jednego dnia. Dało to klientom możliwość przyzwyczajenia się i zaakceptowania nowych cen - mówi Constantinos Tziamalis, dyrektor ds. relacji inwestorskich i kredytu Asbis.
Plast Box, producent opakowań z tworzyw sztucznych, sprzedaje towar tylko tym partnerom, którzy zaakceptowali dostosowanie wzrostu cen do aktualnej wartości hrywny. Działania te spotkały się z akceptacją zdecydowanej większości naszych kontrahentów - deklaruje Grzegorz Pawlak, prezes spółki.
Nowe ceny wraz z kolejnymi dostawami wprowadza też spółka odzieżowa Redan, której sprzedaż na Ukrainie w I kw. spadła do 6,6 mln zł z 10 mln zł przed rokiem. Teraz sytuacja zaczyna wracać do normy. W kwietniu sprzedaż w hrywnach w sklepach była na takim samym poziomie jak w 2013 r. - mówi Bogusz Kruszyński, wiceprezes Redanu.
Wstrzymanie rozwoju
Firmy mocno ścięły zamierzenia inwestycyjne na Ukrainie i w Rosji. W związku z ostrożniejszym podejściem do rynku rosyjskiego i ukraińskiego plany rozwoju sieci handlowej zweryfikowało m.in. odzieżowe LPP. Firma ma teraz 224 sklepy w Rosji i 59 na Ukrainie. Właściciel marki Reserved informował niedawno, że obniża planowaną na 2014 r. wartość nakładów na rozwój sieci do ok. 390 mln zł z zakładanych wcześniej 450 mln zł.
Decyzję o wstrzymaniu rozwoju na Ukrainie podjął też Redan, który w końcu kwietnia miał tam 41 sklepów Top Secret (11 własnych i 30 franczyzowych). Planuje też zamknięcie kilku placówek. Nie podejmujemy żadnych radykalnych decyzji, bardzo uważnie przyglądamy się sytuacji na Ukrainie i cały czas ją analizujemy - mówi Kruszyński.
Na redukcje zdecydowała się Śnieżka, która dostosowuje zatrudnienie do skali produkcji. Po tym jak zwolniliśmy ok. 70 pracowników, w naszych zakładach na Ukrainie pracuje teraz ok. 200 osób. Będziemy dostosowywać poziom zatrudnienia do zmieniających się warunków, zatrudniając lub zwalniając pracowników - deklaruje Mikrut.
Ofiarą konfliktu padła też część sieci kontrolowanego przez PKO BP Kredobanku. W kwietniu zdecydowano o definitywnym zamknięciu wszystkich oddziałów na Krymie, a w placówkach na wschodzie Ukrainy, tam gdzie działają separatyści, ochrona jest wzmocniona i oddziały bankowe pracują w trybie zamkniętych drzwi. Klienci są wpuszczani do placówek po uprzednim zweryfikowaniu przez ochronę banku - informuje PKO BP.