To był najgorszy miesiąc od kilku lat – mówią zgodnie o listopadzie właściciele markowych sklepów sprzedających odzież i obuwie. W ostatnich tygodniach zaobserwowali wyraźny odpływ klientów. Jak sami uważają, stoją za tym dwa czynniki: groźba spowolnienia gospodarczego oraz pogoda. W tegorocznym sezonie jesienno-zimowym sieci postawiły na wełniane swetry, płaszcze i puchowe kurtki. Tymczasem listopad okazał się tak łaskawy, że większość towaru wisi na wieszakach.
– Aura ma olbrzymie znaczenie w sprzedaży ubrań, które są kupowane pod wpływem impulsu. Dodatnia temperatura nie sprzyja więc popytowi na ciepłe rzeczy. W tym segmencie faktycznie obserwujemy spadki sprzedaży – tłumaczy Jolanta Rękawek ze spółki Varner Polska, dystrybutora marki Benetton. Dodaje, że wiele osób wstrzymuje się też z zakupem ze względu na nadchodzące sezonowe wyprzedaże, które rozpoczną się tuż po Nowym Roku. A do tego został już raptem miesiąc.
By ratować się przed spadkiem obrotów, sieci już obniżają ceny. W sklepach takich marek jak Sisley czy Cottonfield płaszcze i kurtki można kupić z 25-proc. i 30-proc. upustem. Esprit i Orsay postawiły na obniżki na jeszcze większą skalę. W tych sieciach taniej kupić można nie tylko kurtki, swetry, ale też spodnie, sukienki czy bluzki. Diverse z kolei rozdaje talony warte 100 zł każdemu, kto wyda 150 zł.
Pojawiają się również bardziej wyrafinowane sposoby walki o klienta – sklepy wspólnie z całymi centrami handlowymi czy pismami o modzie organizują specjalne imprezy. Na przykład noc zakupów, podczas której obniżki sięgają 20 proc. Kupony z rabatami na najnowsze kolekcje znaleźć w tym roku można było już w czterech pismach kobiecych.
By nie wejść w nowy sezon z pełnymi magazynami, sieci rozważają już nawet wcześniejsze wprowadzenie posezonowych wyprzedaży. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, marka Sisley rozpocznie ją jeszcze przed świętami i rabaty sięgną od razu 30 proc. Podobne plany ma Benetton. – Nie wykluczamy, że i w naszych sklepach jeszcze przed Bożym Narodzeniem zostanie wprowadzona wyprzedaż. Jeśli nie na cały asortyment od razu, to przynajmniej na jego część – tłumaczy Jolanta Rękawek.
Na ograniczaniu wydatków na odzież zyskują lumpeksy. – W pierwszych trzech kwartałach zarejestrowano 2669 punktów detalicznych z używaną odzieżą. Średnio stanowi to blisko 300 nowych przedsiębiorstw miesięcznie – mówi Tomasz Starzyk, ekspert Dun & Bradstreet. Jak szacuje, na koniec 2011 roku ich liczba może oscylować w granicach 3,8 – 3,9 tys., co stanowić będzie wzrost w porównaniu z 2010 rokiem o blisko 500 sklepów.
Na koniec 2010 roku w Polsce zarejestrowanych było blisko 24 tys. sklepów z używaną odzieżą. Tylko w ostatnich czterech latach powstało ich 8,5 tys. – Do popularności szmateksów przyczynia się też to, że na przestrzeni ostatnich przeszły one transformację i stały się skarbnicą dającą możliwość kupna za grosz kreacji największych dyktatorów mody – zauważa Starzyk.
W przeciwieństwie do dużych marek odzieżowych lumpeksy są więc dziś miejscami z niepowtarzalnymi ubraniami, w których promocja trwa przez okrągłe dwanaście miesięcy.
28 tys. sklepów z używaną odzieżą będzie na koniec tego roku w Polsce
20 – 30 proc. o tyle przecenione są odzież i obuwie w wielu markowych sklepach