Premier Michaił Miasnikowicz, wicepremier Siarhiej Rumas i minister gospodarki Mikałaj Snapkou mówili na posiedzeniu o problemach na rynku walutowym kraju, rosnącym długu zagranicznym i znacznie niższym od planowanego poziomie bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

Reklama

Miasnikowicz rozpoczął ocenę gospodarki od podkreślenia, że jej tempo wzrostu jest wysokie, wzrosły takie wskaźniki jak wydajność pracy, energoefektywność, i po raz pierwszy od wielu lat tempo wzrostu eksportu towarów przewyższyło tempo wzrostu importu. "Jednak wielu zadań nie udało się nam wypełnić" - przyznał premier, cytowany przez państwową agencję BiełTA.

Zapewnił, że dotychczasowe warunki wzrostu gospodarczego zmienią się. "Ci szefowie ministerstw i przedsiębiorstw, którzy liczą, tak jak w poprzednich latach, na zwiększanie popytu wewnętrznego, zwiększanie emisji (pieniądza) na kredytowanie, a także na ulgi i protekcjonizm państwowy, mylą się głęboko. Tych warunków już nie będzie. Koszt ich nadmiernego wykorzystywania jest zbyt wysoki" - zapowiedział. Miasnikowicz wskazał, że w pierwszym półroczu co trzecie przedsiębiorstwo nie zwróciło długu budżetowi państwa.

Snapkou ocenił, że jest konieczne, by udział sektora prywatnego w PKB kraju sięgnął do końca 2012 roku nie mniej niż 40 proc. PKB.

Rumas poinformował, że w maju bilans handlu zagranicznego Białorusi był dodatni i wyniósł 116 mln dolarów. Został on osiągnięty w warunkach dewaluacji i ograniczeń na rynku walutowym. W czerwcu wskaźnik ten obniżył się i znów był już ujemny. Władze spodziewają się, że w skali całego półrocza tempo wzrostu eksportu przekroczy tempo wzrostu importu. Niemniej, deficyt handlu zagranicznego wyniósł w pierwszym półroczu ponad 18 proc. w stosunku PKB.

Reklama

Snapkou ocenił, że niezadowalające są wysiłki w celu przyciągnięcia na Białoruś bezpośrednich inwestycji zagranicznych. "Na razie zbyt wcześnie jest sądzić, jaki będzie rezultat pod koniec roku, ale teraz suma tych iwestycji to około 2 mld dolarów. Nie zrównoważy ona naszego bilansu płatniczego" - przyznał Snapkou.



Reklama

Dług zagraniczny Białorusi może na koniec roku wynieść do 73 proc. PKB - dodał Rumas. Wskazał, że dług brutto od 2009 roku "wzrósł ponaddwukrotnie i w kwietniu tego roku po raz pierwszy przekroczył próg 55 procent", a taki wskaźnik dla niego wyznacza koncepcja bezpieczeństwa narodowego kraju. Przy takiej wielkości długu wzrosną koszty jego obsługi, które wyniosą w latach 2013-14 ponad 3 mld dolarów. Rumas podkreślił, że ta kwota jest w przybliżeniu równa rezerwom walutowym kraju - obecnie wynoszą one ponad 4 mld dolarów.

Wicepremier zapowiedział też, że ceny na Białorusi będą doganiać ceny w krajach sąsiednich.

"Dewaluacja rubla doprowadziła do wzrostu kosztów ponoszonych przez producentów krajowych. Niepewność polityki kursowej nie pozwala na osiągnięcie stabilnych warunków pracy. Zmusza do wliczania w ceny oczekiwań dewaluacyjnych i ryzyka związanego z ograniczeniami na rynku walutowym" - przyznał. Według niego różnice w cenach produktów na Białorusi i w krajach sąsiednich będą bodźcem do "niezorganizowanego wywozu" białoruskich towarów, przede wszystkim spożywczych. "Prócz tego, ceny będą dążyć do poziomu cen na zewnętrznym obwodzie - przede wszystkim, do poziomu cen rosyjskich" - wskazał wicepremier.

Dodał, że obecna wielość kursów obcych walut zmusza przedsiębiorstwa do zabiegów, których celem jest uniknięcie obowiązkowej sprzedaży części uzyskanych dewiz po - jak się wyraził - zaniżonym kursie Banku Narodowego. Rumas oficjalnie ogłosił przy tym czarnorynkowy kurs dolara, choć jak zauważają białoruskie portale internetowe, już nieco nieaktualny.

"Mamy dzisiaj trzy kursy: Banku Narodowego - 5 tys. rubli, a w szarej strefie kurs gotówkowy - 6,2 tys. rubli za dolara i 6,8 tys. kurs bezgotówkowy" - mówił wicepremier. Dwa ostatnie kursy są już wyższe i wynoszą odpowiednio: 6,5 tys. i 7 tys. rubli za dolara.

Wicepremier wskazał też, że dalsza indeksacja płac może być obciążeniem dla budżetu. "Kontynuacja tej polityki może doprowadzić do sytuacji, w której kolejna podwyżka płac w sferze budżetowej będzie wymagać znacznych środków" - przyznał. Zapowiedział, że rząd musi w trzecim kwartale opracować decyzję, która uwzględni interesy i obywateli, i budżetu.



Miasnikowicz jednocześnie oznajmił, że "trzeba zrobić wszystko, by realne dochody ludności w 2011 roku były na poziomie nie niższym niż w roku ubiegłym".

Białoruś boryka się w ostatnich miesiącach z kryzysem walutowym, wysoką inflacją, wzrostem cen i spadkiem rezerw walutowych. Pod koniec maja przeprowadziła dewaluację o ponad 50 proc. białoruskiego rubla w stosunku do obcych walut. Opozycyjni ekonomiści upatrują przyczyny tych problemów w polityce gospodarczej ostatnich lat oraz w podwyżkach płac i świadczeń socjalnych pod koniec ubiegłego roku, przed wyborami prezydenckimi, w których obecny prezydent Alaksandr Łukaszenka ubiegał się o czwartą kadencję.