"W celu dalszego wzmocnienia bezpieczeństwa dostaw, powinien zostać oceniony potencjał UE trwałego wydobycia i wykorzystania konwencjonalnych, a także niekonwencjonalnych (np. gaz łupkowy, łupki bitumiczne) rodzimych zasobów paliw kopalnych" - brzmi zdanie dodane do projektu dokumentu końcowego brukselskiego spotkania, m.in. na temat energii.

Reklama

W Polsce produkcja energii elektrycznej jest w ponad 90 proc. oparta na węglu, a kopalnie są rentowne, co stanowi wyjątek w UE. Dlatego polski rząd nie chce rezygnować z wykorzystania rodzimych zasobów, choć obok innych paliw kopalnych jak ropa, węgiel odpowiada za większość emisji CO2 - alarmują ekolodzy.

Na razie nie udało się natomiast dopisać zdania z deklaracji Grupy Wyszehradzkiej przyjętej w styczniu, że każdy region UE powinien mieć zapewnione niezależne dostawy gazu z co najmniej dwóch zewnętrznych źródeł. W pracach nad projektem, Polska nie zdołała też wykreślić zapisu, że połowa dochodów z handlu uprawnieniami do emisji CO2 kupowanymi przez firmy powinna być przeznaczona na walkę ze zmianami klimatu.

Komisja Europejska przywiązuje dużą wagę do zapisów o finansowaniu inwestycji w interkonektory, które mają zagwarantować, że do końca 2015 roku UE stanie się jednolitym rynkiem energii i nie będzie na niej "izolowanych wysp", jak teraz kraje bałtyckie. Większa część inwestycji spadnie na firmy w sektorze energetycznym, co wyraźnie zapisano w dokumencie. KE proponowała, by mogły one zrekompensować sobie koszty podwyższonymi stawkami np. za przesył gazu - i taki zapis pozostał w projekcie.

Do czerwca KE ma przedstawić konkretne dane, ile pieniędzy potrzeba na inwestycje, które UE uzna za priorytetowe. Chodzi o takie połączenia, które mają gwarantować bezpieczeństwo dostaw w razie kryzysu, ale nie są rentowne z komercyjnego punktu widzenia, więc brak jest zainteresowania inwestorów prywatnych. Unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger szacował wcześniej, że z samego budżetu UE miałoby pochodzić ok. 800 mln euro rocznie.

W projekcie nie ma zapisu, że te środki miałyby pochodzić z unijnego funduszu spójności, choć Polska znalazła w takim apelu wsparcie Niemiec, wyrażone we wspólnym liście premiera Donalda Tuska i kanclerz Angeli Merkel opublikowanym przed szczytem. Chodzi o to, by nie tworzyć wydzielonych, sektorowych funduszy w ramach nowego budżetu UE po roku 2013.



Reklama

Ale we wnioskach końcowych bardzo wiele miejsca poświęcono szeregowi inicjatyw KE, jak gazowy korytarz południowy (Nabucco), dywersyfikacja dostaw i integracja rynku, które Merkel z Tuskiem mocno popierają w swym liście.

Najnowszy projekt wniosków więcej miejsca poświęca partnerstwu energetycznemu z Rosją, z którą UE ma rozwinąć "wiarygodny, przejrzysty i oparty na zasadach dialog w obszarach wspólnego zainteresowania w dziedzinie energii". Ponadto UE zapowiada współpracę z krajami trzecimi, by zapobiec chwiejności cen surowców energetycznych - co jest ukłonem w stronę Francji, zabiegającej o walkę ze spekulacją na rynkach surowców w ramach swojego przewodnictwa w G20.

W projekcie jest zapowiedź, że od początku przyszłego roku kraje będą się wymieniać informacjami na temat wszystkich obecnych i przyszłych kontraktów energetycznych. Aktualne przepisy wprowadzają taki obowiązek tylko w odniesieniu do dostaw gazu.

Przywódcy mają też potwierdzić zobowiązanie do zwiększenia wydajności energetycznej o 20 proc. do 2020 roku. Dotychczasowe tempo - jak ocenia KE - daje szansę tylko na 10 proc. Wobec oporu rządów na razie nie ma jednak zapowiedzi wprowadzenia wiążących prawnie celów. W 2013 roku UE ma ocenić postęp i dopiero wtedy ewentualnie zadecydować o bardziej radykalnych rozwiązaniach.