Na początku kwietnia Tomasz W. przyszedł do banku po pieniądze. Miał swój klucz do skrytki. W obecności pracownika próbował ją otworzyć. Klucz jednak nie pasował. Wezwano ślusarza, który musiał wyłamać zamek.

"Coś mnie tknęło, aby nie wchodzić do kabiny dla klientów, gdzie nie ma kamer. Otworzyłem skrzynkę przy pracownikach banku. Była pusta" - mówi pan Tomek.

Sprawa trafiła na policję i do prokuratury. Kilka dni później dyrekcja banku przyznała, że faktycznie doszło do pomyłki. Kamery nagrały, jak ze skrytki pana Tomasza korzysta kobieta. Dyrektor oddziału zapewnił, że bank jest gotowy zwrócić pieniądze, ale decyzję musi zaakceptować kierownictwo w Warszawie. Nie wiadomo, jak długo to potrwa.

Pan Tomek zamierza skierować sprawę do sądu. Pracownik banku, który pomylił skrytki, został ukarany - podaje "Głos Szczeciński".