Nauczycielskie związki zawodowe po raz kolejny stawiają na stole postulat wzrostu płac dla nauczycieli. Tym razem Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) domaga się 10-procentowej podwyżki, która miałaby wejść w życie wraz z nowym rokiem szkolnym. Jednakże, jak wynika z wypowiedzi samorządowców, te żądania nie spotykają się z przychylnością na szczeblu lokalnym. Przedstawiciele miast i gmin otwarcie mówią o braku środków w swoich budżetach na pokrycie tak znaczących wydatków.
Samorządy bez entuzjazmu wobec nauczycielskich postulatów
Reakcje samorządowców na propozycję ZNP są co najmniej powściągliwe. Podkreślają oni, że sytuacja finansowa wielu jednostek samorządu terytorialnego jest trudna i nie pozwala na samodzielne sfinansowanie takich podwyżek.
Prezydent Białegostoku: Chętnie zapłacimy, ale rząd musi dać pieniądze
Jak podaje portalsamorzadowy.pl, Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku, wprost stwierdza, że samorządy nie dysponują wystarczającymi środkami na ten cel. Jeśli rząd znajdzie pieniądze na podwyżki dla nauczycieli i one spłyną do samorządu, to my chętnie je nauczycielom wypłacimy. Oczywiście każdy chce zarabiać więcej i nauczyciele powinni być dobrze opłacani, natomiast to nie powinno spaść na kasy samorządu, bo my na to pieniędzy nie mamy – wyjaśnia prezydent. Podkreśla również, że postulat ZNP z 28 kwietnia jest adresowany do rządu i to rząd powinien zdecydować o możliwościach budżetowych. Jeżeli rząd podwyższa, to rząd daje pieniądze – to oczywiste. Jeżeli my będziemy podwyższać, to my będziemy dawać pieniądze – dodaje Truskolaski.
Kampania wyborcza w tle żądań ZNP
Prezydent Białegostoku zwraca uwagę na kontekst polityczny zgłoszonych żądań płacowych. Jego zdaniem, zrozumiałe jest, że ZNP wykorzystuje trwającą kampanię wyborczą do artykułowania swoich postulatów. Jednakże, rolą rządu jest w jego opinii odpowiedzialne zarządzanie finansami publicznymi. Truskolaski wskazuje również na głębszy problem finansowania oświaty, który wymaga kompleksowych rozwiązań, a nie jedynie doraźnych interwencji.
"Bez wsparcia rządu podwyżki są nierealne"
Wtóruje mu Aneta Maciążek, skarbnik gminy Tomaszów Mazowiecki i przewodnicząca Forum Skarbników Województwa Łódzkiego. Podkreśla ona, że "samorządy nie mają środków wystarczających na finansowanie oświaty. Dlatego bez dodatkowych środków rządowych na ten cel, wiele samorządów nie będzie w stanie tej podwyżki udźwignąć". Zwraca uwagę na fakt, że obecny system finansowania oświaty, oparty na nowej ustawie o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, w wielu przypadkach nie pokrywa nawet wynagrodzeń nauczycieli. Więc dla strony samorządowej sprawa jest jasna – nie ma możliwości podnoszenia ustawowo wynagrodzeń nauczycielom bez środków na te wynagrodzenia. To tak działa. My nie możemy być płatnikiem bez środków – stwierdza skarbnik.
Maciążek dodaje, że "chciejstwo chciejstwem, ale są też istotne uwarunkowania. Pieniądze idą na zbrojenia i jako obywatel to rozumiem. Żądania płacowe też rozumiem, bo każdy ma jakieś potrzeby, natomiast trzeba do tego podchodzić troszkę zdroworozsądkowo. Jeżeli chodzi o finanse samorządu, to nie mamy takiej siły, żeby to udźwignąć. W tej chwili są prowadzone rozmowy z Ministerstwem Finansów na temat poprawy systemu finansowania oświaty".
Alarmujące wyliczenia samorządów: brakuje miliardów na oświatę
Sytuację finansową samorządów w kontekście oświaty dodatkowo ilustrują wyliczenia przedstawione przez ich przedstawicieli. Według dokumentu pt. "Konieczne zmiany w systemie finansowania zadań samorządu terytorialnego w obszarze oświaty i wychowania”, potrzeby oświatowe skalkulowane na 2025 rok stanowią zaledwie 70,79 proc. wykonania budżetu w działach 801 i 854 z roku 2024. Mowa o kwocie 102,652 mln zł w 2025 roku w porównaniu do 145,008 mln zł w roku bieżącym.