Nawet połowę aktywów ulokowanych w greckie obligacje mogą stracić francuskie i niemieckie banki w razie restrukturyzacji greckiego długu, do którego coraz poważniej przymierza się Unia Europejska. W przypadku Francji oznaczałoby to spisanie na straty aż 30 miliardów euro, a Niemiec – ponad 20 miliardów.
Jeszcze na początku tygodnia niedotrzymanie przez Ateny warunków spłaty swoich zobowiązań było tematem tabu. Jednak we wtorek premier Luksemburga Jean-Claude Juncker, przewodniczący spotkaniom ministrów finansów unii walutowej (tzw. eurogrupy), przyznał, że konieczne jest przeprofilowanie zobowiązań Aten, czyli wydłużenie czasu spłaty zadłużenia. Wczoraj minister finansów Niemiec Wolfgang Schaeuble zapowiedział natomiast, że koszty restrukturyzacji długu muszą ponieść na równi prywatni i publiczni wierzyciele.
Przeciwni takiej zmianie są Francja oraz stojący na czele Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Jean-Claude Trichet. Francuskie banki są największymi wierzycielami Aten. Na 215 mld euro greckich obligacji będących w posiadaniu zagranicznych wierzycieli aż 60 mld należy do instytucji finansowych znad Sekwany, z czego 24,5 mld euro do Credit Agricole i po 6 mld euro do BNP i Societe Generale. Niemieckie banki w swoim bilansie mają natomiast 42 mld euro greckich obligacji, z czego najwięcej (9 mld euro) posiada Hypo Real, a następnie Westdeutsche Landesbank (6 mld euro) i Commerzbank (3 mld euro). Mniejsze pakiety greckich obligacji posiadają także banki brytyjskie, włoskie i holenderskie.
Paryż i Berlin mogą jednak ponieść poważne straty z powodu kłopotów Grecji także dlatego, że około 70 mld euro w obligacje tego kraju zainwestował EBC. A to właśnie Niemcy i Francja są jego największymi udziałowcami.
Reklama
Przeprofilowanie greckiego zadłużenia jest konieczne, bo Ateny bez pomocy z zewnątrz nie będą w stanie samodzielnie go obsługiwać pod koniec tego roku (jak zakładano rok temu w programie pomocowym). Z powodu załamania gospodarczego (w tym roku PKB po raz trzeci z rzędu spadnie o 3,5 proc.) ekipa Georgiosa Papandreu nie jest w stanie wygospodarować takich oszczędności budżetowych, które pozwolą na powstrzymanie szybkiego narastania długu. O ile w 2009 roku stanowił on 127 proc. jej PKB, to w tym roku jest to już 158 proc. PKB.
Ekonomiści podkreślają jednak, że rozłożenie spłaty długu nie wystarczy, aby rozwiązać problemy Grecji. – To jest tylko odwleczenie momentu prawdy, gdy Grecja oficjalnie ogłosi, że nigdy nie spłaci znacznej części zobowiązań – mówi Neil Shearing, ekspert londyńskiej agencji analitycznej Capital Economics.
Właśnie dlatego w razie przeprofilowania zobowiązań Grecji wartość części obligacji tego kraju posiadanych przez zachodnie banki będzie musiała zostać spisana na straty. Według analityków może to być nawet połowa zainwestowanego kapitału. Agencja ratingowa Fitch już zapowiedziała, że dokona z tego powodu przeglądu oceny stabilności najbardziej narażonych na straty banków.
Ostateczna decyzja w sprawie greckiego programu naprawczego ma zostać podjęta w czerwcu.