Od 1400 do 2400 zł – nawet tyle dodatkowo uzyskają na emeryturze Polacy, którzy zostaną objęci programem oszczędzania w trzecim filarze, zaproponowanym przez resort rozwoju. Z wypowiedzi wicepremiera Mateusza Morawieckiego wynikało, że reforma obejmie wszystkich pracujących. Jak jednak w rozmowie z DGP przyznaje Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, na obecnym etapie rząd zamierza objąć zmianami jedynie pracowników sektora prywatnego.
Inne rozwiązanie nie wchodzi ponoć w grę. A to dlatego, że wymagałoby gruntownych zmian w planowanych wydatkach budżetowych. Program emerytalny Morawieckiego przewiduje bowiem, że część środków na rzecz pracowników odłożą ich pracodawcy.
– Nie ma jeszcze projektu ustawy, ale już teraz widać, że będzie bardzo ciężko obronić takie rozwiązanie pod względem jego zgodności z konstytucją – uważa prof. Marek Chmaj, wykładowca na Uniwersytecie SWPS. I zwraca uwagę, że względy ekonomiczne nie mogą być wyłącznym powodem różnego traktowania obywateli ze względu na miejsce ich zatrudnienia. – A jeśli program zaprezentowany przez ministra Morawieckiego rzeczywiście miałby być korzystny dla obywateli, to wyłączenie z niego urzędników stanowiłoby ich dyskryminację – komentuje.
Rzeczywiście zarówno Mateusz Morawiecki, jak i politycy Prawa i Sprawiedliwości przekonywali w mediach, że tylko wdrożenie Programu Budowy Kapitału (tak nazwano reformę systemu emerytalnego, polegającą na wygaszaniu II filara i wzmocnieniu znaczenia III) pozwoli na zagwarantowanie Polakom świadczeń w przyzwoitej wysokości. A zatem – będąc złośliwym – można by powiedzieć, że w takim razie wyłączenie kogoś z tego programu zepchnie go na starość na margines biedy.
– Nie rozumiem naszej propozycji – przyznaje z rozbrajającą szczerością jeden z posłów PiS. I wskazuje: – Moja żona jest nauczycielką, ja zaś przez wiele lat pracowałem w sektorze prywatnym i pewnie do niego wrócę. Nielogiczne więc jest, dlaczego państwo chce mi pomóc w oszczędzaniu na emeryturę, a mojej żonie nie.
Wysocy rangą urzędnicy państwowi przyznają jednak, że objęcie reformą, której elementem jest wkład finansowy pracodawcy, zatrudnionych w budżetówce byłoby szalenie trudne.
Marcin Wojewódka, wiceprezes ZUS, potwierdza, że najlepiej byłoby wprowadzić obowiązek oszczędzania w trzecim filarze przez wszystkich pracujących. Ale z uwagi na wymóg zaplanowania budżetu wynagrodzeń w sferze publicznej jest to znacznie trudniejsze niż u przedsiębiorcy.
Podobnie twierdzi Aleksandra Wiktorow, rzecznik finansowy. Przyznaje, tak jak przedstawiciel ZUS, że system powinien być powszechny. Ale też nie ukrywa, że gdyby Biuro Rzecznika Finansowego miało partycypować w dodatkowym odkładaniu pieniędzy na emeryturę przez zatrudnione w nim osoby, konieczne byłyby dodatkowe środki. W przeciwnym razie trzeba by zmniejszyć liczbę etatów.
Te tłumaczenia jednak nie przekonują przedsiębiorców. Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan, mówi wprost: trzeba wszystkich pracowników i pracodawców traktować równo. – Jeśli władza nie ma pieniędzy na wsparcie zatrudnionych w sektorze publicznym, powinna przyjrzeć się wydatkom. Na pewno da się znaleźć pozycje w budżecie, które nie są aż tak istotne jak możliwość zagwarantowania godnych emerytur Polakom – twierdzi.
Pamiętać jednak należy, że plan reformy emerytalnej dopiero się rodzi. Jest on obecnie konsultowany z ekspertami. Paweł Borys nie ukrywa, że niewykluczone jest, iż rozwiązanie podobne do tego zaproponowanego w lipcu zostanie przedstawione także w stosunku do pracowników sfery budżetowej. Na to jednak potrzeba czasu. A resort uznał, że lepiej już teraz zmienić na lepsze sytuację części obywateli, niżeli czekać, aż będzie można poprawić los wszystkich.
– Takie rozwiązanie rodzi wiele wątpliwości. Przykładowo nie do końca jasne jest dla mnie, kogo powinniśmy rozumieć jako zatrudnionego w sferze budżetowej – zastanawia się prof. Marek Chmaj. – Zapewne do tej kategorii zaliczymy urzędników, w tym samorządowych, nauczycieli, policjantów i wojskowych. Ale czy pracownicy spółek Skarbu Państwa będą objęci nowym programem oszczędzania na emeryturę, czy też zostanie uznane, że są oni zatrudnieni w sferze budżetowej? – pyta konstytucjonalista.
Paradoksalnie jednak nie brakuje ekspertów, według których urzędnicy i nauczyciele na wykluczeniu ich z systemu mogą zyskać. Wszystko zależy bowiem od tego, czy rozwój III filara emerytalnego, nawet przy wsparciu pracodawców, uznajemy za korzystny dla ubezpieczonych. Profesor Leokadia Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej przypomina przecież przy każdej nadarzającej się okazji, że środki gromadzone w III filarze nie podlegają jakiejkolwiek ochronie, a lokowane są w ryzykownych instrumentach finansowych. Jeśli więc tuż przed wypłatą nastąpi krach na giełdzie, może się okazać, że obywatel przez kilkadziesiąt lat zbierał pieniądze na emeryturę, ale wskutek kryzysu ich nie otrzyma.