Przeciętna emerytura przyznana w ubiegłym roku wyniosła 2077 zł. Jej wysokość odpowiadała zatem 64 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Ta relacja, zwana stopą zastąpienia, będzie jednak w przyszłości zdecydowanie gorsza. I to nawet po ewentualnym wydłużeniu aktywności zawodowej kobiet i mężczyzn – tak wynika z prognozowanych skutków podniesienia wieku emerytalnego obliczonych wstępnie przez ZUS.
Aby je ustalić, oszacowano najpierw wysokość emerytur w sytuacji, gdyby nie podnoszono wieku emerytalnego. W tym wariancie przyjęto, że kobieta rozpoczyna pracę 1 stycznia 2011 r. w wieku 25 lat i pracuje nieprzerwanie do 31 grudnia 2045 r. Czyli przechodzi na emeryturę zgodnie z obowiązującymi dziś zasadami w wieku 60 lat, a przez cały okres zatrudnienia pobiera średnią krajową. – Przy tych założeniach, uwzględniających różne scenariusze rozwoju gospodarczego, w momencie przejścia kobiety na emeryturę przeciętne wynagrodzenie wynosić będzie ponad 22 tys. zł, podczas gdy jej emerytura nieznacznie przekroczy 5,6 tys. zł – szacuje Anna Kwiecińska, aktuariusz w ZUS. Oznacza to, że wysokość emerytury wynosiłaby zaledwie 25,4 proc. przeciętnego wynagrodzenia brutto.
To się jednak zmieni, ponieważ rząd przewiduje podniesienie wieku emerytalnego kobiet o 5 lat. Jeśli więc przyjmiemy, że o tyle wydłuży się ich praca zawodowa, to w 2050 r. przeciętne wynagrodzenie może przekroczyć 29 tys. zł. Zaś emerytura naszej bohaterki wyniesie prawie 9,6 tys. zł. Czyli stopa zastąpienia przekroczy 33 proc.
Wychodzi zatem na to, że wydłużenie aktywności zawodowej kobiet o 5 lat spowoduje podniesienie stopy zastąpienia o 7,6 pkt proc. – Natomiast nominalny wzrost emerytury wyniesie ponad 71 proc. – szacuje Kwiecińska.
Reklama
W przypadku mężczyzn wydłużenie wieku emerytalnego o pięć lat spowodowałby wzrost stopy zastąpienia z 33 do 42,6 proc., a nominalny wzrost emerytury wyniósłby prawie 70 proc. Jednak wiek emerytalny mężczyzn ma zwiększyć tylko o dwa lata, co spowoduje, że wzrost ich świadczeń będzie znacznie mniejszy.



– Takie przedstawianie sprawy to nieporozumienie. Wzrosty emerytur to nie wynik decyzji polityków, lecz tego, ile wytworzą pracujący i w jaki sposób podzielą się swoimi pieniędzmi z emerytami. Tu nikt nikomu niczego nie odbiera, tylko oddaje mu środki wpłacone przez niego w okresie aktywności zawodowej, powiększone głównie o tempo wzrostu gospodarczego. Więcej pieniędzy w systemie nie ma – mówi prof. Marek Góra z SGH, współtwórca obowiązującego systemu emerytalnego. Dodaje, że pewne jest natomiast to, iż przedłużenie wieku emerytalnego znacząco podniesie wysokość świadczeń, bo nowy system nagradza dłuższą pracę, a nie krótszą, tak jak poprzedni. – Dzisiaj już wiemy, że w dłuższej perspektywie wiek emerytalny będzie musiał być jeszcze podniesiony do ponad 70 lat, wtedy emerytury będą przyzwoite – podkreśla prof. Góra.
– Dzisiaj nie da się przewidzieć, jaka będzie siła nabywcza emerytur za 35 – 40 lat. Wysokość naszych wynagrodzeń zależała będzie od tego, jak będziemy pracować. Może emerytura na poziomie 33 proc. pozwoli na godziwe życie, a może nie – mówi prof. Dariusz Rosati z SGH.
Jedno jest pewne – przejście na emeryturę będzie się wiązać ze zdecydowanie niższymi dochodami niż te z pracy. Jest tylko jedno pewne wyjście. – Powinniśmy gromadzić oszczędności w różnej formie – radzi prof. Urszula Sztanderska z Uniwersytetu Warszawskiego. Tylko one pozwolą nam cieszyć się życiem po zakończeniu kariery zawodowej.