Rozmowa z Paulem Daviesem, prezesem Zarządu Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego Browary Polskie i prezesem Carlsberg Polska
ZPPP Browary Polskie przedstawił wyniki branży piwowarskiej za 2019 rok. Mimo spadku wolumenu sprzedaży o 0,5 proc. jej wartość wzrosła o 3,4 proc. i wyniosła 17,3 mld zł. W strukturze sprzedaży następują jednak ciekawe zmiany. Czy zdarzyło się coś, co pana zaskoczyło?
W Polsce w branży piwowarskiej widoczne są takie same trendy jak w całej Europie. Są to między innymi premiumizacja – czyli większe zainteresowanie piwami z wyższej półki oraz spadek sprzedaży stanowiących ponad 80 proc. rynku mainstreamowych lagerów. Są jednak cztery rzeczy, które mnie zaskoczyły. Pierwsza to bardzo szybki wzrost sprzedaży piwa bezalkoholowego – Polska była pod tym względem najbardziej dynamicznym rynkiem w Europie. Widać już, że to nie jest chwilowa moda, ale widoczny i trwały trend, bezpośrednio związany ze zwyczajami konsumentów. Stawiają oni nie tylko na zdrowszy tryb życia, ale także są coraz bardziej odpowiedzialni społecznie, jeśli chodzi o spożywanie napojów alkoholowych. Jesteśmy dumni, że jako branża możemy zaoferować naprawdę szeroki wybór piw bezalkoholowych pod względem smaków czy gatunków. Druga rzecz to bardzo duży wzrost sprzedaży piw smakowych, równie dynamiczny jak w Niemczech i we Francji. Trzecie zaskoczenie jest mniej pozytywne – to szybkość, z jaką wprowadzane są w Polsce zmiany prawne. Powoduje to, że branża musi błyskawicznie reagować i dostosowywać się do nowych regulacji. Czwartą rzeczą jest coraz intensywniejsza wojna, którą trzeba prowadzić o pozyskanie utalentowanych pracowników. Chociaż mocno stawiamy na benefity socjalne i doskonalimy procedury HR, staje się to coraz większym problemem w tej części Europy, także np. w Czechach.
Co spowodowało, że branża uzyskała lepszy wynik finansowy mimo spadku wolumenu sprzedaży?
Lepsze wyniki mamy dzięki temu, że konsumenci wybierają droższe piwa takie jak np. piwne specjalności. Ale wzrost przychodów nie jest równoznaczny ze wzrostem zyskowności, ponieważ koszty rosną o wiele szybciej niż ceny. Odczuwamy bardzo silną presję kosztową, związaną z płacami oraz rosnącymi cenami energii i surowców.
Przemysł piwowarski to wielka branża, z dużymi browarami i wielkimi kosztami. Największy wpływ na wyniki mają duże mainstreamowe marki, znane lagery, więc jeśli te największe marki zmniejszają sprzedaż o 2,7 proc. przy rosnących kosztach produkcji, to jest dla nas duże wyzwanie.
Czy ten niewielki spadek wolumenu sprzedaży w 2019 r. może oznaczać początek jakiejś większej zmiany, jeśli chodzi o stosunek Polaków do piwa?
Nie, ten spadek wynika moim zdaniem z tego, że konsumenci inaczej patrzą dziś na przemysł piwowarski i mają inne podejście do piwa. 10 lat temu wystarczyło, że browar warzył jedną markę, np. 6-proc. lager w zwrotnej butelce. Dziś konsumenci oczekują różnych smaków, gatunków, opakowań, piw bezalkoholowych, specjalności piwnych. A to oznacza, że działanie browarów staje się coraz bardziej skomplikowane, rośnie kompleksowość, np. wiele innowacji piwnych co roku, krótkie partie piw etc., żeby zaspokoić te potrzeby. Osobiście myślę, że miłość Polaków do piwa jest większa niż kiedyś, ponieważ ta różnorodność to ich zasługa. Wymagają więcej i otrzymują więcej, mogą wybierać między różnymi gatunkami, smakować, mają znacznie większy wybór, w tym również pomiędzy wariantami alkoholowymi i bezalkoholowymi.
Czy uważa pan, że rok 2020 będzie szczególnym wyzwaniem dla branży ze względu na kumulację różnych czynników, takich jak wzrost akcyzy na alkohol w piwie o 10 proc., podatek cukrowy mający wpływ na cenę bezalkoholowych piw smakowych, wzrost kosztów pracy, energii elektrycznej, surowców, wody, a także rosnącą inflację?
Tak, to właściwa diagnoza. W każdej branży produkcyjnej ważne jest planowanie, działanie z pewną perspektywą, by móc stopniowo dostosować się do przewidywanych zmian. Jeśli planuję, to biorę pod uwagę kolejne wyzwania – to wydarzy się w przyszłym roku, a to w następnym. Obecna sytuacja jest rzeczywiście jak sztormowa fala – wiele czynników naraz uderza w naszą bazę kosztową, co może mieć duży wpływ na rekomendowane ceny dla klientów, na to, jak one będą się zmieniać w ciągu roku. Jest to poważne ryzyko. Nie mówiliśmy dziś dużo o eksporcie, ale jesteśmy bardzo dumni z naszych polskich piw i eksportujemy ich coraz więcej. A to uderzenie będzie miało także wpływ na nasze zdolności konkurowania na rynkach zagranicznych. Podobnie jest z inwestycjami. Jeśli podejmujemy decyzję, by zbudować nowy magazyn czy zakupić technologię z perspektywą zwrotu w ciągu 10 lat, musimy mieć stabilne warunki, aby ten plan zrealizować.
Polska branża piwowarska to jeden z największych płatników piwnej akcyzy w Europie. Z tytułu tego podatku odprowadzamy więcej niż np. Niemcy czy Czechy. Skąd pana zdaniem bierze się ten fiskalizm w odniesieniu do piwa w Polsce?
Myślę, że rząd patrzy na poszczególne podwyżki, np. akcyzy w oderwaniu od innych kosztów związanych z funkcjonowaniem branży, choćby takich jak płace minimalne. One co prawda nie dotyczą w dużym stopniu branży browarniczej, ale współpracujemy z całym łańcuchem partnerów; firmami z branży logistycznej, handlu czy produkcji opakowań, na które ma to duży wpływ, podobnie jak na przykład koszty energii. To wszystko przekłada się ostatecznie również na nasz sektor. Dopiero kiedy weźmie się pod uwagę wszystkie te koszty razem, można ocenić, gdzie jest bezpieczna granica.
ANF
Partner