"Ta sytuacja wynika z niepewności rynku, co się stanie. Sytuacja jest taka, że grecka opozycja powiedziała, że nie będzie 28 czerwca głosować za pakietem reform. Jeżeli ten pakiet by przepadł, to wtedy fundusz nie pożycza Grecji pieniędzy i Grecja formalnie ogłasza bankructwo, następuje niekontrolowany upadek kraju. Jest to na tyle poważna sprawa, że efekty mogą się przenieść na inne kraje. Rynek finansowy będzie się spodziewał tego samego w Irlandii i Portugalii i może to wywołać efekt paniki.
Ja też nie wiem, co się stanie. Wygląda na to, że ten pakiet (reform - PAP) przejdzie, ale to, że on przejdzie nie oznacza, że kolejne tego typu problemy będą rozwiązywane. Widać, że w Grecji - w przeciwieństwie do Portugalii, gdzie opozycja zrozumiała, że pakiet reform musi być głębszy niż rząd zaplanował oraz w Irlandii - istnieje obawa, że rząd powie po prostu nie.
Wtedy nastąpi niekontrolowany upadek i coraz więcej osób zgadza się z opinią, którą od dłuższego czasu promowałem, że Grecja po prostu musi ogłosić niewypłacalność, bo inaczej żyjemy w permanentnym napięciu, czego dzisiejszy dzień jest przykładem.
Wydaje mi się, że to jest kwestia raczej tygodni niż miesięcy. Nawet jeśli pakiet reform zostanie przyjęty 28 czerwca, to w kolejnych tygodniach mogą być następne problemy z decyzjami, które trzeba będzie podjąć. Powinna być przy nich zgoda polityczna, a widać, że tej zgody nie ma, nie mówiąc o tym, że Grecja i tak nie ma szans, by spłacić długi.
To jest kupowanie czasu, które nie ma sensu. Ważne jest, żeby przeprowadzić upadłość Grecji w sposób kontrolowany, uzgodniony, przemyślany, a nie w sposób chaotyczny, co nam w tym momencie najbardziej grozi".