W przyszłym roku pod względem wartości wytworzonego PKB wyprzedzimy Szwecję, a przed końcem dekady Szwajcarię i awansujemy na liście największych gospodarek świata na 22. miejsce – przewiduje Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Według najnowszej edycji „World Economic Outlook”, czyli publikowanych przez MFW co pół roku prognoz gospodarczych dla świata, tegoroczny PKB Polski, który wyniesie 552,2 mld dol., wzrośnie w przyszłym roku – licząc w cenach bieżących, czyli uwzględniając, że dolar również podlega inflacji – do 593,8 mld.
Wzrost na Węgrzech i w Polsce będzie się zwiększał, osiągając w tym roku odpowiednio 2,8 i 3,2 proc., co jest efektem rosnących inwestycji i spadającego bezrobocia w Polsce oraz znaczącego poluzowania polityki monetarnej i wyższych wydatków publicznych na Węgrzech. W 2015 r. wzrost w Polsce wyniesie 3,3 proc., ale na Węgrzech spadnie do 2,3 proc. – napisali autorzy raportu we fragmencie dotyczącym naszego kraju.
Te 593,8 mld dol. wystarczy, abyśmy stali się większą gospodarką niż uchodząca za symbol zamożności Szwecja, której PKB urośnie z 559,1 mld dol. w tym roku do 572,3 mld w przyszłym. To nie wszystko, bo gonimy także bogatą Szwajcarię. W tym roku szwajcarski PKB osiągnie wartość 679,0 mld dol., czyli sporo więcej niż polski, ale ta różnica będzie stopniowo maleć i w 2019 r. – ostatnim objętym przez październikowe wydanie „World Economic Outlook” – wyprzedzimy Helwetów. Wielkość ich gospodarki ma wtedy wynieść 736,7 mld dol., podczas gdy naszej – 749,0 mld dol.
Reklama
Oczywiście trzeba pamiętać, że Polska ma ponad dwa razy więcej mieszkańców niż Szwecja i Szwajcaria razem wzięte, więc pod względem PKB na jednego mieszkańca – który to parametr lepiej mierzy zamożność społeczeństw – wciąż jesteśmy od nich sporo biedniejsi.
Reklama
Polski PKB per capita wyniesie w tym roku 14,3 tys. dol., szacuje MFW, co oznacza, że wynosi niespełna jedną czwartą tego, co w Szwecji, i nieco ponad jedną szóstą szwajcarskiego. Ale w roku 2019 osiągnie już 19,4 tys. dol., co będzie stanowiło 27 proc. szwedzkiego i 22 proc. szwajcarskiego. I choć to nadal przepaść, nie sposób nie dostrzec, że nadrabiamy zaległości.
W 1990 r., czyli w pierwszym pełnym roku po upadku komunizmu, PKB Polski wynosił 62 mld dol., co dawało nam 36. miejsce na świecie. Szwedzki PKB miało wówczas wartość 242 mld dol., a szwajcarski – 244 mld dol., czyli były od naszego czterokrotnie większe. To, że teraz są w naszym zasięgu, jest sukcesem transformacji. O tym samym świadczy też lista krajów, które w ciągu ostatniego ćwierćwiecza już wyprzedziliśmy – Argentyna, Austria, Belgia, Dania, Egipt, Finlandia, Grecja, Hongkong, Iran, Portugalia, RPA, Tajlandia i Tajwan, a w zeszłym roku doszła do tego Norwegia. Z drugiej strony – w zeszłym roku minęła nas największa z gospodarek Afryki, czyli Nigeria, a w wejściu do pierwszej dwudziestki na świecie przeszkodzi nam też Tajwan, który w 2019 r. z powrotem nas przeskoczy.
Choć z punktu widzenia poziomu życia ważniejszym wskaźnikiem jest PKB na jednego mieszkańca – a pod tym względem według MFW zajmujemy w tym roku 52. miejsce na świecie – nie jest też tak, że ogólna wartość PKB danego kraju nie ma znaczenia, a awanse i spadki na liście są tylko statystyczną zabawą. Wielkość gospodarki przekłada się na znaczenie polityczne państw w podobnym stopniu jak populacja czy liczebność armii. Po drugie, ma to kluczowe znaczenie w postrzeganiu państwa przez rynki finansowe. Wyłączywszy te oparte na surowcach, jak np. Arabia Saudyjska czy do pewnego stopnia Rosja, duże gospodarki są zwykle bardziej zdywersyfikowane, a tym samym bardziej odporne na nieprzewidziane czynniki zewnętrzne i stabilniejsze. A skoro są bardziej wiarygodne w oczach inwestorów, to w konsekwencji mogą zaciągać kredyty na lepszych warunkach. Nawet jeśli awans na liście największych gospodarek świata nie zapewni nam wejścia do G20, o co przed kilkoma laty zabiegaliśmy (kryterium nie jest tylko wartość PKB, ale też czynniki geograficzno-polityczne), to ten ostatni aspekt ma w praktyce równie duże znaczenie.
Inna sprawa, że choć dla Polski prognozy MFW są dobre, to ogólna wymowa najnowszej publikacji MFW nie jest zbyt optymistyczna.
Globalne tempo wychodzenia z kryzysu było w ostatnich latach rozczarowujące. Z powodu słabszego niż oczekiwano wzrostu gospodarczego w pierwszej połowie 2014 r. i rosnącego ryzyka czynników spowalniających, przewidywany wyższy wzrost może nie zostać osiągnięty lub być niższy od oczekiwań – ostrzegają autorzy raportu.
W efekcie MFW zmniejszył tegoroczną prognozę wzrostu dla świata do 3,3 proc., czyli o 0,4 punktu procentowego w stosunku do tej sprzed pół roku, a przyszłoroczną z 3,9 do 3,8 proc. Co gorsza, MFW obawia się, że światowa gospodarka może już nigdy nie powrócić do tempa wzrostu, jakie było przed początkiem światowego kryzysu.