W ostatnim czasie osoby spłacające kredyty walutowe nie miały łatwego życia. Za sprawą katastrofy w Japonii kurs franka szwajcarskiego sięgnął poziomu 3,27 zł, a euro 4,10 zł. Największymi pechowcami były osoby, których data płatności raty wypadła 16 lub 17 marca – wtedy kurs był najwyższy. Szczęścia nie mają też osoby, które wybrały na datę spłaty okres na przełomie miesięcy. Na podstawie historycznych wartości można bowiem stwierdzić, że wtedy kurs jest zwykle najwyższy.
Expander przypomina jednak, że istnieje sposób na ograniczenie tego typu dodatkowych kosztów. Zaciągając kredyt walutowy możemy zażyczyć sobie, że chcemy spłacać raty nie w złotych, a w walucie w której został udzielony kredyt Jeśli już spłacamy kredyt, to także możemy złożyć w banku dyspozycję, która umożliwi nam płacenie rat bezpośrednio w walucie. Takie rozwiązanie pozwala kupować franki czy euro wtedy kiedy uznamy, że kurs jest atrakcyjny. Zaletą jest także to, że możemy kupić walutę na kilka kolejnych rat. Dodatkowo zakup możemy dokonać tam gdzie jest najtaniej, czyli np. w kantorze.
Z wyliczeń Expandera wynika, że tylko dzięki różnicom między poziomem kursów w bankach i kantorach miesięcznie można zaoszczędzić od 35 zł do 120 zł (przy racie wynoszącej 700 CHF). Jeśli do tego dodamy trafne decyzje o momencie zakupu, to można zyskać jeszcze więcej. Dla przykładu, gdyby na początku lutego ktoś, zachęcony spadkiem kursu CHF poniżej 3 zł, kupił walutę na kilka najbliższych rat to w marcu sporo by zaoszczędził. W skrajnym przypadku, czyli przy założeniu, że ratę spłaca 17 dnia miesiąca ta oszczędność (przy racie 700 CHF) wyniosłaby od 150 do 230 zł w zależności od banku.
Niestety, jeśli zaciągając kredyt nie skorzystaliśmy lub nie mogliśmy skorzystać z opisanej możliwości, to za zmianę waluty spłaty będziemy musieli zapłacić. Tylko dwa banki nie pobierają z tego tytułu prowizji – BOŚ i BNP Paribas. Warto jednak też wspomnieć o Lukas Banku, w którym nowe umowy dopuszczają zmiany waluty spłaty bez konieczności płacenia za aneks.
W pozostałych jest to koszt od 50 zł (PKO BP) do nawet kilku tysięcy w bankach, które uzależniają wysokość opłaty od pozostałego zadłużenia (np. kredyt bank, Getin Bank). Opłacalność takiej operacji w dużej mierze zależy więc od wysokości opłaty. Jeśli wynosi ona kilkaset złotych to opłata zwróci nam się po kilku czy kilkunastu miesiącach. Gorzej jeśli wynosi kilka tysięcy złotych. Taka będzie się zwracała przez długi czas.
Nie można również zapomnieć o innych problemach. Po pierwsze nie wszystkie banki pozwalają dokonać wpłaty waluty w kasie, a przelewy walutowe nie należą do najtańszych. Poza tym kupując większą kwotę waluty na kilka rat trzeba pamiętać o tym, że trzymając ją w gotówce tracimy, gdyż nie otrzymujemy żadnych odsetek. Nawet jeśli założymy lokatę walutową, to będzie ona znacznie niższej oprocentowania niż te w złotych. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że jeśli raty spłacamy w złotych, to jest to wygodne, gdyż musimy tylko zapewnić odpowiednią kwotę na spłatę raty. Tymczasem spłata w walucie wymaga trochę zachodu.
Warto też dodać, że w ostatnim czasie pojawiały się informacje o możliwości wprowadzenia przypisów zmuszających banki do przeliczania raty kredytów walutowych po kursie NBP . Byłoby to wygodne rozwiązanie częściowo (pozostaje spread na kursie kupna) uwalniające klientów od bankowych spreadów. Jest jednak mało prawdopodobne, aby objęły kredyty już udzielone. Dodatkowo w takim rozwiązaniu klient również nie ma wpływu na to kiedy kupuje walutę.