Od 1 stycznia najniższe wynagrodzenie za pracę musi wynosić 2,6 tys. zł, zaś minimalna stawka godzinowa to teraz 17 zł. Władze lokalne – jako jeden z największych pracodawców w kraju – także musiały dostosować się do nowych regulacji, podwyższając pensje najmniej zarabiającym pracownikom (urzędnicy, stanowiska pomocnicze i obsługi). W tle uwidocznił się potężny rozdźwięk między władzami lokalnymi a rządem odnośnie do tego, ile podwyższenie pensji minimalnej w 2020 r. będzie kosztować. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) ocenia, że saldo dla jednostek samorządu terytorialnego (JST) w tym roku wyniesie -430,6 mln zł. Z kolei lokalne władze twierdzą, że ich wydatki realnie wyniosą… ok. 16 mld zł.

Dwa rachunki

Resort nie posiada informacji, na jakich założeniach oparte są obliczenia samorządowców, więc nie może się odnieść co do ich poprawności. Resort nie posiada również precyzyjnej, sporządzonej przez samorządy, informacji o liczbie osób, które otrzymują najniższe wynagrodzenie - wskazuje MRPiPS.
Ministerstwo przyjęło założenie, że udział pracujących w samorządach za najniższe wynagrodzenie jest taki sam jak w całej gospodarce. Według szacunków na podstawie danych GUS oraz prognoz MF udział ten wynosi ok. 2,4 proc. Z tych założeń wynika, że na podniesieniu płacy minimalnej skorzysta ok. 38 tys. pracujących w samorządach - podaje resort. Łączny koszt to ok. 697 mln zł. Ale wraz ze wzrostem płacy minimalnej wzrosną przychody samorządów z tytułu PIT – o ok. 266,3 mln zł. W obliczeniach uwzględniono również obniżenie stawki PIT do 17 proc. oraz podwyższenie pracowniczych kosztów uzyskania przychodów (ryczałt w wysokości 3 tys. zł rocznie w przypadku jednoetatowców).
Reklama
Samorządowcy zaznaczają, że do minimalnego wynagrodzenia za pracę nie wlicza się już dodatku stażowego. Jak tłumaczy Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich (ZMP), na tej podstawie obliczono, że średnio na jednego pracownika trzeba będzie dodatkowo wydać 550 zł brutto. Nie sprowadza się to do tych najmniej zarabiających. Podniesienie wynagrodzeń dla nich powoduje presję ze strony tych z wyższymi pensjami. Samorządowcy dziś podają, że w szeroko rozumianym sektorze samorządowym (w instytucjach, które są częścią administracji samorządowej, dla których organami właścicielskimi są jednostki samorządu albo które wykonują zadania będące ustawową kompetencją samorządów terytorialnych) pracuje prawie 2,5 mln osób (raport ZMP „Samorząd jako pracodawca” z 2014 r. podawał liczbę 1,9 mln osób). Jeśli każda z nich zarobi 550 zł więcej, roczny koszt wyniesie ponad 16 mld zł.

Niedoszacowane wyliczenia rządu

MRPiPS sceptycznie patrzy na tego rodzaju wyliczenia. Z punktu widzenia zasad sporządzania oceny skutków regulacji wliczenie do kosztu jednostek samorządu terytorialnego outsourcowanych przez samorządy usług, czyli pracy osób zatrudnionych w podmiotach zewnętrznych, co do zasady prywatnych, stanowiłoby błąd metodologiczny. Samorządy nie udostępniają stronie rządowej szczegółowej informacji co do zakresu outsourcowania zadań własnych i ponoszonych z tego tytułu kosztów - stwierdza resort. Według rządu koszty dla dużych firm to ponad 1,3 mld zł, a dla mikro, małych i średnich firm – ponad 4,8 mld zł.
Resort przypomina też, że szacunki dotyczące kosztów pracodawców (w tym JST), związane z wyłączeniem dodatków stażowych z minimalnego wynagrodzenia, zostały przedstawione w osobnej ocenie skutków regulacji do ustawy z 19 lipca 2019 r. o zmianie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu za pracę. Ze względu m.in. na brak danych o liczbie osób otrzymujących minimalne wynagrodzenie w sektorze rządowym oraz samorządowym (dostępne są jedynie dane odnośnie do liczby pracowników sektora publicznego ogółem) nie dokonano tam podziału wydatków pomiędzy budżet państwa i budżety JST. Podane jest łączne saldo ok. 240 mln zł na minusie.
Jeśli z podawanych przez samorządowców 16 mld zł wyłączymy kilka miliardów, których rząd uwzględniać nie chce, oraz uwzględnimy inne korekty (np. zmniejszenie liczby zatrudnionych z 2,5 do 1,9 mln osób), to nadal rozziew między szacunkami obu stron jest liczony w miliardach złotych.
Specjalista od finansów komunalnych dr Aleksander Nelicki twierdzi, że rząd liczy bezpośrednie skutki, czyli to, o ile więcej trzeba wydać na wyższe pensje. Natomiast samorządowcy uwzględniają wszystkie skutki pośrednie, w tym dla całej siatki płac czy wzrostu cen towarów, usług i inwestycji. Nie jestem w stanie jednoznacznie ocenić, czy podawana przez samorządy kwota 16 mld zł jest właściwa, ale pewne jest to, że wyliczenia rządowe są niedoszacowane – ocenia ekspert.

Płaca minimalna podniesie koszty pracy w mikrofirmach

Nie tylko przedstawiciele administracji spierają się o to, jak zadziała radykalne podniesienie płacy minimalnej. Debata w tej sprawie trwa również wśród ekonomistów. I widać w niej dwa ścierające się argumenty. Pierwszy wskazuje na potencjalną szkodliwość dość gwałtownej podwyżki minimalnego wynagrodzenia. Już w 2020 r. rośnie ono o ponad 15 proc., co dla niektórych przedsiębiorstw może być szokowym wzrostem kosztów pracy. A to z kolei może odbić się na zatrudnieniu i aktywności firm. Zwolennicy tej argumentacji podnoszą, że wyższe koszty pracy mogą spowodować spadek wydatków na inwestycje, które gospodarce są szczególnie potrzebne.
Drugi nurt wskazuje, że podniesienie minimalnej pensji niewiele na rynku zmieni, bo sytuacja na rynku pracy i tak wymuszała na przedsiębiorcach podwyżki. Badania wynagrodzeń, opublikowane przez GUS pod koniec listopada ubiegłego roku, wskazywały, że w październiku 2018 r. wynagrodzenie na poziomie co najwyżej minimalnego osiągało 7,6 proc. zatrudnionych. W tym samym badaniu GUS podawał, że 16,2 proc. zarabiało co najwyżej połowę mediany płac, która w październiku 2018 r. wyniosła 2501,89 zł. Czyli nieco mniej niż wyniesie pensja minimalna po przyszłorocznej podwyżce. Można więc wysnuć wniosek, że bezpośrednio płace wzrosną w tej grupie. A więc w nieco ponad jednej szóstej zatrudnionych.
Problem polega jednak na tym, że badanie wynagrodzeń obejmuje jedynie firmy zatrudniające powyżej dziewięciu osób. A to w mikroprzedsiębiorstwach skłonność do płacenia ustawowego minimum jest większa niż przeciętnie. Zwracali na to uwagę ekonomiści banku Credit Agricole w jednym ze swoich raportów. W mikrofirmach w gastronomii i hotelarstwie wynagrodzenie minimalne otrzymuje 57 proc. pracowników, podczas gdy średnia dla całej branży to 38 proc. W sektorze „handel i naprawa samochodów” proporcje wyglądają podobnie.
Wniosek? Wzrost kosztów pracy odczują wszystkie firmy, ale najbardziej dotknie on najmniejsze. Zakładając, że mikroprzedsiębiorstwa to przede wszystkim usługi, można przyjąć, że wyższe wypłaty spowodują wzrost cen. Co zresztą widać m.in. w ostatniej projekcji inflacji NBP, w której bank centralny podniósł prognozę inflacji bazowej. Jednak szybkie tempo podnoszenia płacy minimalnej (w 2024 r. ma ona wynosić już 4 tys. zł) może podtrzymywać wzrost konsumpcji prywatnej, która w ostatnich latach była jednym z głównych motorów wzrostu gospodarczego.