"Do czego skrzypkowi służy smyczek? By miał czym, gdy przejdzie na emeryturę, grzebać w śmietnikach." - to żart ze środowiska Opery Krakowskiej cytowany przez "Dziennik Polski".Od 11 lat na emerytury zespołu artystycznego pracują jedynie pensje zasadnicze. Pisma o emeryturach w wysokości około 600 zł miesięcznie przeraziły muzyków.
Bulwersuje ich także to, że ich wynagrodzenie zasadnicze jest o około 1000 zł niższe niż w Filharmonii Krakowskiej, a przecież obie instytucje podlegają temu samego organizatorowi - Urzędowi Marszałkowskiemu.
Kierujący Związkiem Zawodowym Muzyków Orkiestry Opery Krakowskiej wiedzą, że samotna osoba mająca dziecko nie płaci za prąd, za gaz, że parę osób dorabia sprzątaniem, jedna stróżuje po nocach. Byle jakoś przeżyć.
Od niespełna dwóch lat związkowcy Opery próbują cokolwiek zmienić. Bezskutecznie. Władza nie ma czasu na rozmowy, nie mówiąc o dodatkowych środkach.
Żeby zniwelować różnice w pensjach między Filharmonią a Operą, potrzeba 2,5 mln zł. By przerwać nieodprowadzanie składki do ZUS od honorariów, a nie tylko od podstawowej pensji - kolejne 700 tys. zł.
Tymczasem przewidziana na rok przyszły dotacja ma być o około 1,8 mln zł niższa - wylicza "Dziennik Polski".(PAP)