W 2021 r. znienacka, głównie za sprawą jednej z przychodni i nieoczekiwanego wsparcia niektórych polityków, amantadyna stała się cudem, który miał wyleczyć z COVID-19. Mimo braku dowodów naukowych Polacy ruszyli kupować preparat, do tej pory stosowany głównie w neurologii. Jak wynika z danych firmy analitycznej PEX PharmaSequence przygotowanych dla DGP, w 2021 r. sprzedano ponad pół miliona opakowań tego medykamentu, podczas gdy w czasach przedpandemicznych sprzedaż była niemal trzykrotnie mniejsza. W efekcie leku zaczęło brakować dla pacjentów neurologicznych. Doszło do tego, że w grudniu 2021 r. resort zdrowia wprowadził reglamentację, ogłaszając, że "może być ordynowany i wydawany w aptece tylko w chorobie Parkinsona i dyskinezie późnej u osób dorosłych". I ograniczył sprzedaż do trzech opakowań w miesiącu na pacjenta.

Reklama

W 2021 r. małą aptekę we Wrześni (woj. wielkopolskie) zalały recepty na amantadynę, wystawione przez dwoje lekarzy, dr J. i dr Ż. – Znam osoby, które przychodzą do apteki. Dlatego wiedziałam, że 99 proc. z nich nie miało wskazań do stosowania leku. Moją czujność wzbudził też fakt, że recepty wypisywane były przez dwoje lekarzy. Tylko do mnie trafiło ich kilkadziesiąt – opisuje w rozmowie z nami Magdalena Świerczyńska, właścicielka apteki.

CZYTAJ WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM "DZIENNIKU GAZECIE PRAWNEJ">>>